[nepal] 13-14.10.2010 Warszawa – Kathmandu

Posted on BLOG
Ważne. Prezentowane zdjęcia na blogu są uzupełnieniem galerii na Picasie, gdzie są wybrane te niby najlepsze zdjęcia. Żadna fotografia się nie powtarza, co o dziwo nie spowodowało znacznego jakościowego upadku prezentowanych poniżej zdjęć na blogu. No i możliwe, że uczyniły go ciekawszym ;-). Ale także gorąco polecam galerię na Picasie. 
Wszystko pewnie zaczęło się już trzy lata temu, gdy wylatując z Nepalu powiedziałem sobie, że jeszcze tu wrócę. I tu proszę, kolejny przykład na to, że jak coś powiem to tak zrobię, a że po trzech latach? To i tak nieźle, sporo słów wypowiedzianych wciąż czeka na realizację i materializację – i pewnie poczeka, bo cóż innego im zostało.
Tym razem udało się zebrać szokująco dużą ekipę – 6 osób ze mną licząc. Znaczy będzie wesoło 😉 Przygotowania były proste choć czasochłonne. Najważniejszym problemem, który mnie męczył, było to czy robić wizę indyjską czy nie. Jako, że bez ryzyka nie ma zabawy, stanęło na tym, że podziękowaliśmy za wizy.
Jedziemy! Znaczy się lecimy!
Lot do Moskwy odbył się w towarzystwie znanych postaci. Przy czym stały one na dwóch biegunach, bo fotel obok siedział obok nas specjalista od prania się po pyskach “leeejdis i dżeeeennteeelmens Krzyyyyyysztooof Diaaaaabloooo Włooooodaaaaarczyyyyk! ” Swoja drogą nie wiedziałem czy mamy prawo czuć się bezpieczniejsi czy wręcz przeciwnie 😉 Z kolei parę rzędów dalej siedział imiennik boksera, Wielki Reżyser Znany z Tego Że Nawet Sam Nie Rozumie O Co W Jego Filmach Chodzi. Znaczy się kultura lotów najwyższych. Po drodze widzieliśmy Bug, któremu pomachaliśmy radośnie i Miasto Brześć. A potem były chmury, żarcie i lądujemy.
Na lotnisku Szeremietiewo była okazja podziwiać sklepy wolnocłowe, gdzie w ramach pewnie wielkiej okazji i promocji można było nabyć koniak za 12 tysięcy euro, tudzież zegarek za marne 10 tysięcy. Radował widok pewnego miłego gentelmena pakującego 22 butelki niebieskiego Johnny Walkera, ledwie 120 euro za butelkę. Widać okazja była 😉
Potem był lot do Delhi. Samolot troszkę wysłużony, jedzie nędzne ( zimna ryba, ech…), Szkoda, że nad Karakorum po ciemku, ale znów miałem okazje podziwiać wielkie rozświetlone Lahore. Ciekawe, kiedy w końcu tam pojadę.
Nowy terminal w Delhi. Olbrzymi to małe słowo. I do tego cały wyłożony wykładziną dywanową. Leżakowanie niczym w przedszkolu 😉

 Potem dokładna kontrola i ostatni lot, ledwie 75 minut. Dobre jedzenie i widoki na Himalaje dla innych niestety, ja siedzę daleko od właściwych okien. I lądujemy.
Długie formalności, bagaże o dziwo całe i w komplecie. I pierwszy bój o taksówkę. A raczej o jej cenę. Jedziemy za 100Rs od głowy grande taxi. Wpadamy od razu w nurt pulsującego miasta.Na ulica, którą rządzi chaos można spotkać samochody, motorowery, ciężarówki, autobusy, pieszych, rowery, sprzedawców wszystkiego, zwierzęta z przewaga krów, dziury, asfalt albo i nie i wiele innych rzeczy które ciężko sobie wyobrazić. Grupa wyraźnie oszołomiona tym co widzi, wygląda pewnie tak jak ja trzy lata temu. Tylko mi się gęba śmieje od ucha do ucha. Tego mi brakowało!
Po krótkich targach lądujemy w  http://www.khangsarguesthouse.com/ czyli tam gdzie byłem poprzednio. 7USD za pokój dwuosobowy jest całkiem rozsądna ceną ;-)Grupa idzie odpocząć po podróży i zmiejszać szok poprzyjazdowy, ja lecę w miasto by chłonąć obrazy, zapachy, atmosferę.

Nasz hotel znajduje się w turystycznej dzielnicy Thamel pełnej sklepów, pamiątek, straganów, biur podróży, hoteli, restauracji, piekarni etc – wszystko sprofilowane na turystów z Zachodu. Targować sie trzeba praktycznie o wszystko, no chyba, że posiada nalepkę z ceną ( bardzo rzadkie ). Tutejsze sklepy turystyczne oferują wszystko co może się na trekingu przydać w dość atrakcyjnych cenach. Oczywiście 90% tego to podróbki znanych marek, ale coś zawsze można kupić, zakładając, że jednak do oryginału może być daleko… No i nie wolno zapominać o targowaniu. Myśmy kupili koszulki oddychające, jakieś cienkie kurtki puchowe ( z naturalnego puchu, bo zaczął wychodzić z kurtki już następnego dnia ;-), butelki na wodę i takie tam drobiazgi. Spragnionych miejscowego folkloru handlowo-gastronomicznego informuję, iż trzeba po prostu wyjść po teren Thamelu by trafić na prawdziwy bazar, zjeść thukpę, momo, pakodę czy somosy.
Wieczorem kolacja i Everest, czyli najpopularniejsze piwo w Nepalu, sprzedawane jak reszta w butelkach 0,65l ( na Thamelu po 155-175 Rs poza za 135 Rs ).Aha, 100Rs to 2,5zł jakby ktoś zechciał przeliczać.

Dzień 1 Warszawa – Kathmandu
Dzień 2 Kathmandu
Dzień 3 Kathmandu – Bhulbhule
Dzień 4 Bhulbhule – Jagat
Dzień 5 Jagat – Thonje
Dzień 6 Thonje – Chame
Dzień 7 Chame – Upper Pisang
Dzień 8 Upper Pisang – Manang
Dzień 9 Manang – Khangsar
Dzień 10 Khangsar – Tilicho Base Camp
Dzień 11 Tilicho Lake
Dzień 12 Tilicho Lake – Yak Kharka
Dzień 13 Yak Kharka – Thorung Phedi
Dzień 14 Thorung Phedi – Muktinath
Dzień 15 Muktinath – Jomosom
Dzień 16 Jomosom – Kobang
Dzień 17 Kobang – Do Kholagaon
Dzień 18 Do Kholagaon – Ghorepani
Dzień 19 Ghorepani – Birethandi
Dzień 20 Birethandi – Pokhara
Dzień 21 Pokhara – Sauraha
Dzień 22 Sauraha
Dzień 23 Sauraha – Kathmandu
Dzień 24 Kathmandu
Dzień 25 KathmanduPublikuj posta
Dzień 26 Kathmandu-Warszawa

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

CAPTCHA. Wykonaj poniższe działanie *