[turcja] Hasankeyf – czyli Turcja Wschodnia cz. IV

Posted on BLOG
W Vanie z rana podjechaliśmy na dworzec. Komunikacja w Turcji,  nawet tej wschodniej, “azjatyckiej” stoi kilka poziomów wyżej niż ta w Polsce. Nowoczesne, wygodne autobusy, panele z muzyką i TV przy każdym siedzeniu, klima, obsługa roznosząca napoje zimne i gorące, słodycze… Do tego nie ma problemów ze znalezieniem właściwego autobusu. Wystarczy, że pojawiliśmy się w okolicy dworca, już zapytano nas gdzie chcemy jechać. Za chwilę zostaliśmy zaprowadzeni do właściwej kasy, a później do autobusu. Nasz jechał do Adany. My mieliśmy jechać do miasta Batman a potem przesiąść się w dolmusza do Hasankeyf. Jakie to proste. Oczywiście zdążyliśmy jeszcze wypić herbatę 😉
Ruszyliśmy. Po drodze piękne widoki na jesienną południowo-wschodnią Anatolię.

No i oczywiście na jezioro Van.

Po drodze nieoczekiwany postój – roboty drogowe, akurat by nasycić się widokami.

Przejechaliśmy przez zachęcająco wyglądające miasto Bitlis. Cóż. Zostaje za nami tak jak i Nemrut Dagi, ale trzeba mieć do czego tu wracać 😉

Zjechaliśmy kilkaset metrów w dół. Krajobraz zmienił się znacząco.

Kolejne miasto…

Dojechaliśmy do Batman. Wysadzono nas przy obwodnicy. Podeszliśmy się zapytać kierowcy busika gdzie dworzec. Kazał wsiadać i zawiózł nas kilka kilometrów do dworca i pokazał biuro spod którego odjeżdżały dolmusze do Hasankeyf. Czekanie mija nam na kolejnej herbacie. W końcu jest bus. Jedziemy.
45 minut i jesteśmy. 
Bardzo chcieliśmy tu przyjechać. Hasankeyf leży nad Tygrysem i już zupełnie niedługo niestety ma być zalane wodami projektowanego wielkiego zbiornika. Na stromej i wysokiej skale zbudowano dawno temu miasto, częściowo mieszczące się wewnątrz skał. 
Wpierw szukamy noclegu. Wyboru nie ma. Obskurny motel, dość drogi ( 70 TL za 3 osoby ). Ale jak nie ma konkurencji to cóż… Idziemy przejść się w stronę starożytnego miasta. Mijamy meczet El-Rizk Camii z XV wieku z bocianim gniazdem na szczycie minaretu.

Dochodzimy do mostu nad Tygrysem. Słońce pięknie czaruje okolicę swoim światłem. Można tylko stać i podziwiać.

W rzece dzieciaki łowią ryby.

Ryby łowiono też z mostu. Z jakim skutkiem, nie wiemy – przy nas nic nie złapano.. Ale skoro stoją i łowią… 😉

Poszliśmy coś zjeść. Też tak jakoś bez rewelacji, ale ajran pierwszorzędny, bo z z dodatkiem mleka owczego.
Turystów brak. Jesteśmy jedyni. Z reguły turyści są tu przywożeni autokarami na godzinną wycieczkę. Jeszcze spacer na most z widokami na miasto.

Wschodzi księżyc…

A my spać. Rano z okna “hotelu” widzimy treningową walkę kogutów

Idziemy zwiedzać. Jeszcze zupełnie pusto. Stoiska wszelakich pamiątek czekają na swoich kupujących

Samo miasto – z ok. X-XII wieku bardzo ciekawe.

Infrastruktura turystyczna /toalety/ – jak widać jest 😉

W dole widać filary starego mostu ( XII w. )

Na szczycie miasta ruiny Małego i Wielkiego Pałacu i Wielkiego Meczetu, który wyglądał na odbudowywany.

Po drugiej stronie wąwozu – pozostałości klatki schodowej wykutej w skale.

Widok na miasto z góry.

Podjechał autokar z turystami. Wysypali się, podeszli pod skałę. Kilku podeszło ciut wyżej, nie minęło 15 minut – już ich nie było.

Wróciliśmy do “hotelu”. Tak wyglądał.

Pakowanie, herbata.  i dolmusz do Midyat…

Cz. I – Ani
Cz. II – Ararat
Cz. III – Van
Cz. IV – Hasankeyf
Cz. V – Mardin
Cz. VI – Diyarbakir
Cz. VII – Urfa
Cz. VIII – Kapadocja I
Cz. IX – Kapadocja II
Część X – Stambuł

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

CAPTCHA. Wykonaj poniższe działanie *