Jordania czyli pieszo przez pustynię. Dzień siódmy – Wadi Sabra

Posted on BLOG

Jordania czyli pieszo przez pustynię. Dzień siódmy – Wadi Sabra.

18.03.2022

 

Pamiętając wczorajsze upały dziś chcemy wyjść wcześniej i o jakieś rozsądnej porze dotrzeć do końca naszej wędrówki, czyli do Wadi Musa. Startujemy o 7:30 rano.Wadi Sabra według opisów ma kilka miejsc nieco trudnych zatem trzeba będzie się pilnować szlaku. Dolina się mocno zwęża i pionizuje. Szlak obchodzi skalne uskoki głównego wąwozu jakąś ledwo widocznym zacięciem.Przez chwilę jest dość powietrznie i trzeba uważać gdzie się stawia kolejny krok. Ale po kilkudziesięciu metrach trudności się kończą. Przed nami wyraźna ścieżka i można śmiało ruszać.Dolina jest w tym miejscu jeszcze dość wąska, do tego zacieniona. Idzie się dobrze, zwłaszcza, że jest też tu bardzo widokowo.Dolina w końcu się rozszerzyła i dopadło nas słońce. Dziś jest już zupełnie gorąco. Weszliśmy już na teren Petry. Nielegalnie niestety, ale nie ma bardzo innej alternatywy. Mamy kupione bilety, ale aktywować je można tylko w kasie w głównym wejściu w Wadi Musa. A jak mamy to zrobić jak idziemy pieszo z drugiej strony? Plan jest taki, że blisko Petry zejdziemy ze szlaku i odbijemy jakimś bocznym wadi ponad Petrą i tak dojedziemy do Wadi Musa. Przed nami pierwszy widoczny ślad cywilizacji Nabatejczyków, czyli pozostałości amfiteatru w Wadi Sabra.
Jesteśmy chyba zbyt zmęczeni i doświadczeni upałem. Nawet nie podchodzimy, by tam usiąść i spokojnie się tam rozejrzeć. Może też, że większy odpoczynek był 10 minut temu?Z mapy wynika, że czas już szukać alternatywnej drogi do Wadi Musa. Schodzimy z naszego szlaku i tak trochę na przełaj pakujemy się do bocznej dolinki.Upał staje się wprost nie do zniesienia. Jesteśmy w niedużym wąwozie, słońce odbija się od jasnych skał, żadnego ruchu powietrza. Mija nas dwójka pasterzy na osiołkach. Cieszy nas to bardzo, bo skoro przyjechali z dolinki w którą się pakujemy, to znaczy, że nie jest ona bez wyjścia. I jest szansa, że stąd wyjdziemy. Ścieżka cały czas jest, choć czasem ledwo ją widać. Ale idziemy dnem wąwozu, trudno się zgubić. Z daleka widać już, że wąwóz się kończy i wyraźnie podnosi do góry. Przed wyjazdem wielokrotnie oglądałem to miejsce na Google Earth. No i wszystko w porządku. Nawet jest ścieżka, którą prowadzone były osły. Widok oślich gówien raduje nas bardzo, bo to oznacza, że skoro one przeszły to i my przejdziemy… Mijamy jakiś zapisany kamień. Trudno nawet określić czy są to jakieś świeże pasterskie bazgroły czy jakieś znacznie starsze.Jeszcze zostało kilkadziesiąt metrów. Wyszliśmy! W końcu więcej widać, a co najważniejsze czujemy lekki wiaterek. Wody już prawie nie mamy, ale do końca już blisko, może 203 godziny.Niestety czujemy się jak na środku patelni. Swoją drogą cieszę się, że takich temperatur nie było od początku naszego marszu. Zabrakłoby nam wody. Mijamy małą wioskę i trawersujemy zbocza ponad Petrą. Cała słynna Petra jest dokładnie pod nami. Nawet rozpoznaję szczyt fasady Klasztoru, który wystaje zza skał. Widać też wejście do Siq, czyli słynnego skalnego wąwozu otwierającego dostęp do Petry. Zmordowani docieramy do Wadi Musa. Tu już czeka na nas wynajęty dom, woda, prysznic, sklepy i restauracje. Cywilizacja! Ale najważniejszy jest pierwszy mijany sklep. Woda! Soki! Cola! Jesteśmy uratowani! No i w końcu porządne jedzenie. Fajnie jednak czasem dotrzeć do cywilizacji.

Odpoczywamy cały wieczór. Załatwiamy też podwózkę na jutro do Małej Petry, skąd chcemy zacząć nasze zwiedzanie.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

CAPTCHA. Wykonaj poniższe działanie *