[latino] Cuzco – Puno czyli zapoznajemy się z kinematografią peruwiańską

Posted on BLOG

Latino – cz. 11
8 września 2014
Cuzco – Puno czyli zapoznajemy się z kinematografią peruwiańską

Na dworcu jesteśmy o 4 rano. Nie jest to pora dla normalnych ludzi. Ciemno i pusto. I spać się chce. Oznacza to chyba, że jesteśmy już przestawieni na czas miejscowy. Spotykamy naszą szóstkę. I dobrze. Teraz juz w komplecie. Wsiadamy do autobusu. Kierunek Puno.

W Peru można spotkac różne rodzaje autobusów dalekobieżnych. Zwykłe ( klasa tourist ), wygodne ( semi cama – półleżące ) i całkiem wygodne ( cama – leżące ). Przy czym sporo zależy od firmy przewozowej. W jednej klasa tourist bedzie wygodniejsza od semi cama drugiej firmy. Generalnie w każdym autobusie siedzenia się rozkładają. Bardziej istotne jest ile pozostaje miejsca na nogi. A to zależy od konktetnego autobusu. Nasz autobus był wybitnie z tych tańszych, jechali w nim praktycznie sami miejscowi. Udało się troche przespać zanim wyszło słonce. Potem z racji widoków za oknem spać było znacznie ciężej.
Jedziemy drogą przez wielki płaskowyż Altiplano. Rozciąga sie on na sporej części Peru i Boliwii na wysokości 3300-4000 metrów npm. Mijamy leżące gdzieś w oddali góry. Ładnie. Czuć przygodę.

 W autobusie, jeśli jedziemy tym tańszym, można liczyć na wiele atrakcji. Znikąd pojawia się starszy człowiek, który do klaskanego akompaniamentu śpiewa jakaś wciągającą i długą historię. Pasażerowie słuchają z wyraźnym zainteresowaniem. Kiedy kończy obchodzi autobus zbierając datki. Na każdym przystanku do autobusu wsiadają obwoźne sklepy. Można kupić wszystko co przyda się do dalszej długiej podróży. Owoce, smażone placki, bułki, wszelakie przekąski, ubrania, kapelusze. Brakowało chyba tylko sprzedawcy ubezpieczeń i tanich kredytów, ale kto wie, może byli ,tylko z racji bariery językowej mogłem nie zrozumieć 😉

 Najważniejszy w tej podróży okazała się telewizor. A dokładnie to co w nim zobaczyliśmy. Z pozoru bez sensu, bo po co oglądać coś czego się nie rozumie. Ale ponieważ leciało to tak głośno,  a siedzieliśmy z przodu autobusu to jakoś mimowolnie zaczęliśmy oglądać. W ten sposób zapoznaliśmy się z kinematografią peruwiańską. Warto było. Pierwszy film opowiadał o biednej rodzinie żyjącej gdzieś w górach. Matka wychowywała dwójkę dzieci, ojciec zginął zapewne gdzieś tragicznie usiłując wyżywić rodzinę. Owa matka ciężko zachorowała i musiała opuścić dzieci do odległego, w wielkim mieście, szpitala. Dzieci oczywiście przeraźliwie płakały. Maaaamaaaaaa!!!! Zostały one pod opieką złego wujka, który nakazał im pasanie owiec. Pewnego razu jedna owca zaginęła, w czym udział miał pewien dziki zwierz. Wujek bardzo się zdenerwował i dzieci zbił. Chłopiec popchnięty przez złego wujka upadł i uderzył głową o kamień. I stracił wzrok. Niedobry opiekun okazał się jeszcze bardziej niedobry, gdy nie wspomniał nic dzieciom, o tym, że matka napisała do nich list. W liście były pieniądze dla dzieci a zły wujek przywłaszczył je sobie a list podarł i spalił. W końcu wielokrotnie upokarzane dzieci postanowiły uciec i odszukać matkę. Tak też uczyniły. Od tej pory był to film drogi. Dzieci długo jechały do Wielkiego Miasta. Po drodze ktoś im pomógł, potem ktoś ich okradł. Proza życia. W końcu odnajdują matkę. Myliłby się ten ten, który pomyslałby że czeka nas teraz happy end. Nic z tego. Dzieci odnajdują matkę w szpitalu i w tej właśnie chwili, na ich oczach, matka umiera. W tle zrozpaczone dzieci krzyczące i płaczące “maaaamaaaa” przez dobre kilka minut. W ostatniej scenie filmu rodzeństwo idzie długą i pustą drogą. Młodszego, niewidomego brata prowadzi siostra.

– Jesteśmy teraz sami na tym świecie – rzekła dziewczynka
– I co teraz zrobimy? – smutno zapytał chłopiec
– Nie mamy już nikogo, tylko siebie, musimy wracać do naszej wioski – oznajmiła siostra.
Cięcie. Ostatni klaps. Koniec.
Niestety nie znam tytułu, zapewne to dość znany film w Peru, bo tylko takie puszcza się w autobusach.
Po tym filmie nawet widoki cieszyć nie chciały.

 Kolejnego filmu już tak dokładnie nie oglądałem, ale był jeszcze bardziej “peruwiański”.  W skrócie: we wsi pojawia się grupa uzbrojonych mężczyzn (partyzanci?). Zabijają dorosłych, a dzieci zabierają ze sobą. Podejmują one próbę ucieczki. Zaczyna się polowanie. Bandyci zabijają dzieci, dzieci zabijaja bandytów. “Matar para vivir” Czyli “Zabić by przezyć”. Znalazłem nawet trailer. Tylko dla osób o mocnych nerwach.

Te dwa filmy wyraźnie nakreśliły nam specyfikę tutejszej kinematografii. Bieda, krew, zło, beznadzieja, dzieci w roli ofiar –  wszystko to pokazuje jak zły jest ten świat. Na YT znalazłem sporo takich filmów. Interesujące. Może ma to pokazać biednym przecież ludziom, że inni mają jeszcze gorzej i że nie ma co narzekać? I nie ma co walczyć o zmianę swego losu? Nie wiem.
Mijamy kolejne małe miasteczka.

 Już wiemy, że na sześciu godzinach jazdy się nie skończy. Albo więc łapiemy opóźnienie, albo troszkę nas zdezinformowano. Być może autobus turystyczny jedzie sześć godzin. Ale w naszym wesołym autobusie jest ciekawiej. Dojeżdżamy do Juliaca. Spore miasto, 250 tysięcy mieszkańców, uniwersytet, lotnisko. Zwiedzamy je z okien autobusu.

Wyjeżdżając z miasta widzimy kolorowe, nowoczesne budynki nie pasujące do całej zabudowy w mieście. To uniwersytet.

Studentów wielki tłum.

A ogłoszenie o egzaminach wstępnych na murze.

Pojawia się w oddali jezioro Titicaca.

Po dziewięciu godzinach, obfitujących w przeróżne wrażenia, wjeżdżamy do Puno. To całkiem spore miasto /130tys/ leżące nad samym jeziorem. Wysokość 3830 metrów npm.

 Wysiadamy na dworcu. Zanim wychodzimy sprawdzamy godziny odjazdu autobusów w stronę Boliwii.Wszystko wiemy, idziemy do portu. Mijamy rowery wodne o fantastycznych kształtach. Pelikany, smoki, mamuty, lwy… Nic tylko wsiadać i pływać. Woda niestety do najczystszych nie należy. Puno nie posiada żadnej oczyszczalni ścieków, wszystko więc spływa do jeziora.

Stąd przy brzegu jest tak zielono.

W porcie rozpytujemy o łódki, ceny i kierunki. Decydujemy się na rejs wynajęta łodzią na wyspę Amantani.

Przed nami cztery godziny rejsu po jeziorze Titicaca.

*********************************************************************************
Informacje praktyczne:
– autobus Cuzco – Puno – 40 soli ( kupowane w agencji, na dworcu po 35S )
– rejs na wyspę Amantani w obie strony – 35 soli  ( 38,5zl ) od osoby.

Spis treści:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

CAPTCHA. Wykonaj poniższe działanie *