[nepal] Dookoła Manaslu – dzień szesnasty

Posted on BLOG

Dzień szesnasty
21 października

Samagaon /3520m/ – Pungen Gompa /4200m/ – Samagaon /3520m/

Poranna pobudka to jak powtórka z wczorajszej rozrywki. Ale dziś już spokojniej, bez pośpiechu wstałem, spokojnym krokiem wyzedłem na taras. Jej… Ale to dalej jest piękne.

Bez większego trudu znajdujemy cel naszej wczorajszej wędrówki – Manaslu Base Camp. Jak się dobrze przyjrzzeć widać jeden żółty namiot bazowy.

 

 

Dziś kolejna wycieczka krajoznawcza na lekko. Idziemu zobaczyć Manaslu z drugiej strony. Naszym celem jest dolina Pungen.

Początek drogi prowadzi w dół, przez wieś Samagaon. Dwa dni temu podziwialiśmy te obrazy, ale bez drugiego planu. Bez ośnieżonych gór i błękitu nieba. Dzis jest lepiej. Znacznie. We wsi pomimo wczesnej pory ruch spory. Mamy okazję podziwiać jak dzieci od najmłodszych lat przysposabiane są do życia. Cóż. Życie… W tym miejscu, by przeżyć trzeba ciężko pracować.

Manaslu powoli chowa się nam za bardzo jesiennym grzbietem.

Na szlaku ruch. W jedną stronę tragarze z grup komercyjnych, a w drugą miejscowe dzieci do szkoły. Szkoła pobudowana została poza granicą wsi.  Wszystkie dzieci obowiązkowo ubrane są w mundurki szkolne i nie widaćć by były z tego powodu nieszczęśliwe. Do szkoły uczęszczają ochoczo i pilnie starają sie uczyć. Jakby były przekonane, że to może być jedyna droga by uczynić życie sobie i swojej rodziny łatwiejsze. Chętnie zawiązują kontakt z turystami. Nawet jeśli dopiero poznały trzy pierwsze słowa po angielsku. W efekcie po kilku latach nauki znają jezyk angielski lepiej niż ja 😉

W końcu opuszczamy główną dolinę i skręcamy w prawo, na południe. Wpierw lekko trawersujemy zalesione zbocze. By dostać się do Pungen trzeba będzie trochę podejść bo oddzielona jest od głównej doliny stumetrowym progie. Dochodzimy do potoku. Woda z wielkim łoskotem spada z góry i przelewa się przez kolejne kamienie. Prawie nie słychać naszych myśli.

Ścieżka prowadzi cały czas lewą stroną. Mozolnie pokonujemy kolejne kamienne stopnie. W górze widać powiewające flagi modlitewne. Zapewnę tam będzie koniec podejścia i zacznie się spokojna i cicha dolina Pungen. Po 15 minutach jesteśmy pod łopoczącymi flagami. Uff… Czas na odpoczynek i chłonięcie widoków. Oczywiście te widoki to tylko doskonały pretekst by złapać oddech. Nie dość, że wysoko ( ok 3800m ) – to jeszcze te kilkaset kamiennych stopni solidnie nas zmęczyło.

Oddech wyrównany, można iść. Dolina rozszerza się. Las skończył się na podejściu, tu już tylko pastwiska dla jaków w dole a powyżej kraina skał i lodu z widokami pasmo Simnang Himal.

Wszystko to w barwach kolorowej jesieni. Sceneria, która nam się objawiła była tak fantastyczna, że zapominaliśmy o zmęczeniu i wysokości. Droga była prosta, dolina w zasadzie płaska. Tylko iść i kręcić głową dookoła. Z lewej towarzyszył nam grzbiet Simnang Himal sięgający do 6251 metów npm.

W końcu Pojawiło się i Manaslu.

To znów kolejny dobry pretekst by usiąść i podziwiać.

Przed nami lśniła w słońcu wschodnia ściana Manaslu – jeden z najwspanialszych widoków w Himalajach i jedna z najtrudniejszych ścian. 4 kilometry ściany w pionie. Robi wrażenie.

Obok po lewej podziwamy Nadi Chuli, zwany inaczej Peak 29 z wysokością niewiele niższą niż sąsiednie Manaslu. – 7871m npm.

Idziemy dość rozległą dolinem, niemalże płaskowyżem, zamkniętym z każdej strony wysokimi górami. Od czasu do czasu słyszymy hałas niewielkich lawin spadających stromymi zboczami.

Cała dolina to pastwisko na którym pasą się jaki należ użytkowane przez mieszkańców Samagaon.

Dochodzimy do końca wypłaszczenia. Z daleka widać kamienny czorten. Obok nich budynki przekryte niebieskim dachem z blachy, służące jako miejsce schronienia dla jaków i pasterzy. Tuż powyżej na zboczu przystrojonym dziesiątkami flag widać ruiny klasztoru buddyjskiego. Mnisi wyprowadzili się z niego jeszcze w latch piećdziesiątych ubiegłęgo wieku wskutek zniszczeń dokonanych przez lawinę. Obecnie z czasów sietności zostało ledwie kilką mocno zniszczonych budynków.

Jesteśmy na wysokości ok. 4000 metrów npm. W zasadzie to koniec trasy na dziś, ale część ekipy idzie dalej wspinając się na pobliską morenę. Ja zostaję by w ciszy i cieple słońca kontemplować ten jakże ujmujący krajobraz. Pięknie tu.

Po godzinie wylegiwania wraca reszta ekipy i zaczynamy schodzić. Idzie się łatwo i przyjemnie. W końcu Samagaon. Mamy okazję przyjrzeć się pracy nepalskiego elektryka. Widać, że tu BHP ma przed sobą wielką świetlaną przyszłość. Ale teraz elektryk musi wykazać się nieposiadaniem lęku wysokości i całkowitym brakiem uczucia strachu. A także sporą kreatywność. Robi wrażenie.

I znów nasz hotel. Zamawiamy kolację. Długi czas oczekiwania umila nam ciepła herbata. Szybko zbieramy się spać, bo jutro opuszczamy w końcu Samagaon. Idziemy wyżej, ku przełęczy!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

CAPTCHA. Wykonaj poniższe działanie *