[tatry] Weekendowo i burzowo.

Posted on BLOG

3-5 lipca 2013
Tatry weekendowo i burzowo.

Skoro nie można na dłużej, warto choćby i na trzy dni wyskoczyć w Tatry.
Zaczynam od Doliny Małej Łaki w godzinach już popołudniowych. Ludzi oczywiście tłum, choć wszyscy już raczej schodzą.

Podczas podejścia na Giewont, w okolicy przełęczy Siodło powitała mnie burza. Świetne miejsce, tuż pod krzyżem na Giewoncie. No nic. Chowam się w kosówce, przez pół godziny strzela to bliżej  (brrrr) to dalej (uff). Nie lubię burzy w górach. Zdecydowanie. W końcu gdzieś sobie odchodzi i z wolna się rozchmurza.
Podchodzę na szczyt. I robi się widokowo.   

Jestem już prawie na miejcu.

I niespodzianka. Jestem sam na górze. W środku sezonu, w weekend. Burza zgoniła wszyskich w doliny. Co za miłe uczucie. Możn usiąść sobie na szczycie i spokojnie posiedzieć i popatrzeć. Nikt nie krzyczy, nie czeka aż zejdziesz, bo  nie ma miejsca na szczycie… Kasprowy i Świnica.

Kasprowy i Kozi Wierch.

W międzyczasie jeszcze pokazała sie tęcza.

I robiło się coraz ładniej.

Słońce powoli zachodziło i ładnie oświetlało wszystko dookoła. Aż nie chciało się schodzić.

Nawet dało się wypatrzeć kolejkę na Łomnicę.

W końcu trzeba było zejść. Nocleg na Kondratowej. Rano ruszam dalej. Dziś piękny błękit.

Do tego pani świstakowa z piątką świstaczątek 😉

Po wejściu na Goryczkowe Czuby pogoda znów się pogorszyła. Zaczęło padać, zaczął latać smigłowiec GOPRu.

Z Kasprowego plan był iść na Świnice i Zawrat, niestety z racji niepogody trzebe było spadać od razu do Murowańca. Szkoda. Burza wisiała cały czas. A spacer po łańcuchach w burzy nie jest moim ulubionym zajęciem. Po dojściu do schroniska chmury cały czas wisiały nad szczytami, gdzieś tam słychać było też odgłosy burzy. Ale daleko. Tu nie doszła.

Rankiem czas na Orlą Perć. Szybkie podejście nad Zmarzły Staw, gdzie witała turystów kozica.

Potem wejście na Kozią Przełęcz. Było wilgotno, mgliście i ślisko. Jakoś tak niezbyt przyjemnie. I niezbyt pewnie się czułem. Choc chodziłem tu wiele razy tym razem jakoś tak trochę bez entuzjazmu. No ale pewnie to przez panujące warunki. Szybko zwinąłem się z Koziego Wierchu, znów jakoś zapachniało burzą. Żlebem Kulczyńskiego zacząłem schodzić w dół. To był kiepski pomysł. Nikomu nie polecam tego na zejście z Orlej Perci. Ślisko, nieprzyjemnie. Cały czas nie bło praktycznie nic widać. W końcu schronisko. Krótki odpoczynek i szybko już w dół, do Zakopanego. I to by było na tyle. Tym razem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

CAPTCHA. Wykonaj poniższe działanie *