[zobaczyć k2] – Dzień dwudziesty drugi. Skardu czyli nienierobienie.

Posted on BLOG

Dzień dwudziesty drugi. Skardu czyli nicnierobienie.                                                                                                                                                                        26 lipca 2018 r.

 

       Pierwszy dzień od dawna, gdy można pospać więcej i do tego w komfortowych warunkach. W komfortowych oczywiście względem twardej karimaty i namiotu. Motel K2 był 30 lat temu najlepszym i być może jedynym sensownym hotelem w mieście. Teraz jednak sprawia wrażenie, że przez te lata nie prowadzono żadnych remontów. A cena 70$ za pokój dwuosobowy stoi z przecznością z tym co tu widzimy.  Zapewne płacimy za legendę i sławę tego przybytku. Tak czy inaczej. Fajnie, że  tu mamy możliwość spania.
Dziś dzień odpoczynku. Zakupów. Prania. I nicnierobienia. A skoro tak, to idziemy w miasto. Czas zrobić ostatnie zakupy, bo w Islamabadzie może nie będzie takiej sposobności. Jest gorący czas wyborów. Widać to na ulicy, gdyż wszędzie pełno wojska z długą bronią gotową do interwencji. Zreszta, jeden taki poważnie wyglądający żołnierz pilnuje także naszego hotelu.

    Ale zanim ruszę na stoiska z przyprawami czas na kontynuację dawnego zwyczaju. Na koniec każdego większego wyjazdu staram się lądować u miejscowego golibrody.

     Zakład jak zakład, turystów tu nie uświadczysz. Ale ruch w interesie jest. Pan jest wyraźnie zadowolony z faktu, że  chcę skorzystać z jego  usług.

      Całość jest oczywiście mocno skomplikowana. Mycie brody, potem jeden krem i rozprowadzenie. Kolejny krem. Fachowe ruchy brzytwą. Potem znów krem i kolejne golenie. Wąsy zostały do ścięcia na koniec, dzięki czemu mogę podziwiać siebie w wersji z wąsami.  Golibroda ma sugestię by ów wąs zostawić i chce go wymodelować w stylu Punjabi. Znaczy chyba takie wywynięte na końcach. Oczami wyobraźni widzę efekt i usiłuję się nie śmiać. Bo śmiech, gdy ma sie brzytwę na gardle to nie jest najlepszy pomysł. Koniec końców przekonuję go by pozbawił mnie także i wąsów. Pan jest niepocieszony ale skoro klient nalega…

     Reszta grupy ma oczywiście dużą frajdę z obserwacji całego zdarzenia.   A  efekt? Dziwny… Niby 10 lat młodszy.. 😉

     Włóczymy się po mieście. Zakupiłem “trochę” przypraw. Przede wszystkim podstawa wschodniej kuchni – zira, czyli kmin rzymski. Po za tym dużo miejscowych mieszanek, kardamon, pieprz, kolendra. Udaje się w końcu zerwać ze schematem jedzenia ryżu z sosem. Marzyłem o tym od dwóch tygodni. Odwiedzamy dość oszczędnie urządzony lokal. Kilka stolików, u góry włączony telewizor pokazujący sondaże powyborcze. Ruch jest. Dostajemy na metalowych talerzach usmażone na wielkiej blasze siekane kotlety z mięsa, przysypane góra surowej cebuli. Mięso bajecznie przyprawione. Do tego bliżej niezidentyfikowane sosy. Zielony łagodny i czerwony konkretnie ostry.  I coś pomiędzy plackiem a ciapatą.  O jakie dobre…

    Zaglądamy na chwilę do naszego starego hotelu. Prócz znanej nam ekipy filmowców spotykamy wyprawę Andrzeja Bargiela i Janusza  Gołębia. Właśnie przylecieli śmigłem spod K2, gdzie Andrzej dokonał rzeczy niesamowitej. Wspiął się szczyt i po raz pierwszy w historii zjechał na nartach. Na twarzach widać wielkie zmęczenie, więc ma sensu przeszkadzać. Zwłaszcza, że jest pora obiadu. Poznajemy też  potęgę mediów i inernetu. Polskie portale donoszą,  że  Andrzej Bargiel wraz z Adamem Bieleckim polecieli pod górę Latok by uczestniczyć w akcji ratunkowej. A tu jak na złość doniesieniom, Andrzej siedzi i spokojnie konsumuje kolację. Ach te media…
Wieczorem jesteśmy zaproszeni na uroczystą kolację do Hanifa, szefa naszej agencji.  Jedziemy kilkoma autami na przedmieścia Skardu. Wszystko już przygotowane. Jest rząd stołów, z boku przy grilu krzątaja się kucharze. Na stół wjeżdżają sałatki, ciapaty. Wszystko wygląda  pysznie. 

     Niestety jakoś nie mam apetytu. Dziwne. Teraz przed nami wszelakie potrawy z grilla. Kurczaki, szaszłyki z baraniny, warzywa. Jak to pięknie wygląda, a jak pachnie! A  ja już nie mogę sie  na to patrzeć. Słabo mi. Idę i proszę Hanifa, żeby mnie ktoś odwiózł do hotelu bo nie daję rady. Jest mi  smutno, że musze opuścić taką imprezę, ale nie dam rady. Hanifowi też jest przykro, ale cóż. Dojeżdzam do hotelu i ledwie wchodzę do pokoju ląduję w toalecie. No tak… Wszystko jasne. Podobne objawy miała od rana Mysza. Jakiś wirus nas chyba dopada. W kazdym razie oszczędzając szczegółów wspomnę,że  noc mijała powoli….

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

CAPTCHA. Wykonaj poniższe działanie *