[zobaczyć k2] – Dzień dwudziesty. Khoropone czyli czasem trzeba się przejść.

Posted on BLOG

Dzień dwudziesty. Khoropone czyli czasem trzeba się przejść                                                                                                                                                   24 lipca 2018 r.

    Rano wstajemy dość wcześnie. Zamysł jest ambitny, półtorej etapu w jeden dzień. Trzeba podgonić, by mieć czas na Nangę Parbat. Pogoda sprzyja naszym planom. Jest pochmurno, zimno i nieprzyjemnie. Widoków jakiś specjalnych nie ma. Zatem dziś klepiemy kilometry w dół. Droga dobrze znana. Lodowca już nie ma, tylko ścieżka w dół doliny. Idziemy wdłuż rzeki Braldu. Po drugiej stronie mijamy sporą karawanę, niosącą zaopatrzenie do posterunku wojskowego znajdującego się nieopodal Paiju.

      Idzie się dobrze. Jak sobie przypominam, widoków tu rewelacyjnych nie było. Najbardziej dał się we znaki upał. A teraz ledwie kilkanaście stopni. Chmury wiszą dość nisko i zakrywają okoliczne grzbiety. Czasem spadnie kilka kropel deszczu.

    Dziś jest znacznie wyższy poziom wody. Nie da się iść ścieżką, którą szliśmy pod górę. Trzeba wybierać jakieś obejścia prowadzące wyżej, czasem przez to musimy zaliczać kolejne głębokie jary.    I przed  nami już  miejsce,  gdzie mieliśmy duży postój idąc pod górę.     Wtedy byłem ledwo żywy,  teraz mogę rozejrzeć się po okolicy. Cóż… niewiele wtedy straciłem.

      Droga jest bardo monotonna. Cały czas wzdłuż rzeki. I takie dni też się w gorach zdarzają. Kiedy trzeba przejść z punktu A do punktu B bez żadnych większych rozrywek.      Podziwiamy prawdziwą kolibę, urządzoną przez tragarzy.  Wygląda na bardzo dobre schronienie przed deszczem. Ale  ponieważ nie pada, to bez żalu lecimy dalej.

      Dziwne, nie pamiętam tego wodospadu…

    Obiad wypada nam dośc późno, ale to już Jhula, czyli teoretyczny koniec dnia.      A my jeszcze chcemy przejśc 2-3 godziny do Khoropone.Pogoda cały czas bez zmian.  Przypominają mi się męczarnie związane z marszem w górę. To słońce i piasek….       Przed nami wykuta w skale półka po której prowadzi droga. Ładny i widowiskowy fragment.      Po kolejnej godzinie trochę jakby chmury się zaczęły podnosić. I gdzieniegdzie pokazuje się słońce.    Czujemy już spore zmęczenie. Jeszcze może ze 40 minut. Tymczasem nad nami błękitne niebo. Co za odmiana.

      W końcu, po ponad dziesięciu godzinach doszliśmy do Khoropone. Jest już prawie 19. Miejsce, gdzie mamy się rozbić najczęściej zalane jest wodą albo zawiera znacznie połacie błota. Coś jednak znajdujemy. Och, dziś odpoczynek smakuje  wybornie. Przed nami jutro tylko kilka godzin i będziemy w Askole.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

CAPTCHA. Wykonaj poniższe działanie *