Rano tradycyjnie. Tym razem piękny Dhaulagiri ze swoją wschodnia ścianą.
i cały masyw…
Jakoś z rana nie chciało się wychodzić. Byliśmy za Przełęczą, a więc to są te obiecane wakacje 😉 Nawet nie poszliśmy zwiedzać okolic miasteczka, a ponoć bardzo ciekawe. W sumie szkoda trochę, ale co tam….
Same Muktinath było też ciekawe. Tu na przykład małe dziecko w wystawie sklepowej 😉
Trafiliśmy do domu pielgrzymkowego dla wyznawców hinduizmu.
Jak widać dwa jaki to już karawana ( hotel ).
Gdzieś koło 10 chyba dopiero wyszliśmy w stronę Kagbeni.. Jeszcze gompa na pożegnanie…
Z gompy już widać było zapowiedź naszego najpiękniejszego dnia, jak sie później okazało. Tu widok na Jharkot i Dhaulagiri Range.
Dzień tradycyjnie piękny, sceneria niesamowita, nie ma się gdzie śpieszyć, lekko w dół. Czego tu jeszcze chcieć? Doszliśmy do Jharkot. Starego miasteczka – fortecy.
A więc Ladakh na następny wyjazd to najlepsza opcja. Jacyś chętni?
Doszliśmy do miejsca gdzie dolina zakręcała i żegnaliśmy widok na Muktinath. Myślałem, że dalej już będzie zwyczajnie. Ot góry. A dalej było… również obłędnie. Pojawił się znowu Dhaulagiri.
A także Kagbeni, miasteczko leżące u progu krainy Mustang, ponoć bardzo wartej odwiedzenia.
W Kagbeni dobry obiad, jeszcze lepsza jabłkowa brandy, która smakowała coraz bardziej im dłużej się ja piło;-) No i muttony. Od tego dnia zaczęliśmy je widzieć w znacznych ilościach. Wszystkie pędzone w dół.
Dzieci, jak wiadomo, potrafią się bawić wszystkim i wszędzie 😉
Samo Kagbeni oczywiście jest bardzo interesujące.
Dbałość o szczegóły zadziwiała 😉
W międzyczasie zrobiło się późno. Właściwie można by zostać tu na nocleg, ale dziewczyny spieszyły się na samolot z Jomosom ,bo kończyła im się wiza. Poszliśmy, to tylko 9 kilometrów 😉
Przed nami Nigiri North. A dolina Kali Gandaki okazała się bardzo widokowa, płaska i szeroka nawet do dwóch kilometrów. Niestety zrobiło się zimno, ciemnawo i przede wszystkim bardzo wiało. Oczywiście o oczy. I ten pył…
W niecałe dwie godziny doszliśmy, były małe problemy ze znalezieniem noclegu. W końcu przygarnięto nas w hotelu w którym 43 lata temu spał Jimi Hendrix 😉 Pani zatroszczyła się o nas, wstawiając mały koksownik pod stół. Cieeepło. Jeszcze tylko wyprawa do Everesty do sklepu, krótkie ale skuteczne targi i już można oddać się wypoczynkowi, rozmowie, Everestowi i nastrojowi. O jak dobrze 😉
Dzień 1 Warszawa – Kathmandu
Dzień 2 Kathmandu
Dzień 3 Kathmandu – Bhulbhule
Dzień 4 Bhulbhule – Jagat
Dzień 5 Jagat – Thonje
Dzień 6 Thonje – Chame
Dzień 7 Chame – Upper Pisang
Dzień 8 Upper Pisang – Manang
Dzień 9 Manang – Khangsar
Dzień 10 Khangsar – Tilicho Base Camp
Dzień 11 Tilicho Lake
Dzień 12 Tilicho Lake – Yak Kharka
Dzień 13 Yak Kharka – Thorung Phedi
Dzień 14 Thorung Phedi – Muktinath
Dzień 15 Muktinath – Jomosom
Dzień 16 Jomosom – Kobang
Dzień 17 Kobang – Do Kholagaon
Dzień 18 Do Kholagaon – Ghorepani
Dzień 19 Ghorepani – Birethandi
Dzień 20 Birethandi – Pokhara
Dzień 21 Pokhara – Sauraha
Dzień 22 Sauraha
Dzień 23 Sauraha – Kathmandu
Dzień 24 Kathmandu
Dzień 25 KathmanduPublikuj posta
Dzień 26 Kathmandu-Warszawa