[nepal] Dookoła Manaslu – dzień dwudziesty ósmy

Posted on BLOG

Dzień dwudziesty ósmy
2 listopada 2016r.

Nagarkot /2175m/- Bhaktapur /1350m/ – Kathmandu /1350m/

Wstaliśmy o jakieś chorej godzinie. Było ciemno. Zebraliśmy się w kwadrans i ruszyliśmy na upatrzony wieczorem punkt widokowy. Śpieszymy się, by nie spóźnić się na kluczową chwilę wschodu. Po dwudziestu minutach szybkiego i trochę nerwowego marszu jesteśmy.  Gdzie nie spojrzeć widać ciemne zarysy grani Himalajów mocno odcinające się od jaśniejącego już nieba. Będzie  się działo!

Słońce już oświetla grupę Ganesh Himal.

Zaraz będzie także i u nas.

I jest!

Z wolna można zacząć rozpoznawać szczyty. Pierwsza większa góra od wschodu to Numbur /6958m/

Światło z trudem przebija się przez góry i pięknie usiłuje rozjaśnić pogrążone w ciemności doliny. Powinniśmy widzieć ośmiotysięczniki ale gdzieś się pochowały. Rozpoznajemy za to Gauri Shankar /7146m/ i ponownie Numbur.

Od zachodu z kolei oświetlone słońcem Ganesh Himal /7429m/

i jeszcze Langtang Lirung /7227m/.

Stoimy tak w ciszy. Ładnie tu. Przeszkadza trochę jednak nieco ograniczony widok, zwłaszcza na zachód.

Wracamy do hotelu. Śniadanie. Pogoda za oknem dalej rewelacyjna, wręcz jakby widać więcej. A my niezbyt usatysfakcjonowani. Gdzie te ośmiotysięczniki? Wiemy, że jest taki ładny punkt widokowy na górze ponad Nagarkot. Dogadujemy się w hotelu i mamy transport. Jedziemy! Auto pojemne nie jest, zatem w dwóch turach docieramy pod punkt widokowy zlokalizowany jakieś 3 kilometry na południe od centrum Nagarkot i jakieś 150 metrów wyżej. Na szczycie jest wieża widokowa. I jakie widoki! Od razu widać wszystko.
Himalchuli /7893m/ i Manaslu /8156m/.

Od lewej: Annapurna Południowa /7219m/, Macchapuchare /6693m/, Annaurna I /8091m/, Annapurna IV /7525m/i Annapurna II /7937m/.  To prawie 200 kilometrów stąd!

Widać też Katmandu. Już w porannym smogu.

Nagarkot pięknie  się prezentuje na tle głównego pasma Himalajów. Po lewej Langtang Lirung /7227m/ a po  prawej Shisha Pangma /8027m/.

Widoki na zachód są obłędne Widać na 250 kilometrów. Gurja Himal /7193m/, Dhaulagiri IV /7268m/ – w odległości  247,4 km, Annapurna Południowa /7219m/, Macchapuchare /6693m/, Annaurna I /8091m/, Annapurna IV /7525m/i Annapurna II /7937m/, Himalchuli /7893m/ i Manaslu /8156m/.

Znów z  widokiem na  Nagarkot.  Na środku kadru niepozorna Shisha Pangma.

Uważnie wpatrujemy się we wschodni kawałek panoramy. Widać Mount Everest! Malutki, ale jest. Cho Oyu też jest! Jeszcze mniejszy. Ale co tam…

Główny grzbiet Himalajów piękny, ale za plecami, od południa, też góry niczego sobie.

Stoimy na wieży i nie sposób oderwać wzroku. Co za widok! Pięć ośmiotysięczników w zasięgu ręki.  A nawet pięć i pół, bo widać masyw Dhaulagiri, ale bez samego szczytu.

Znów na zachód: grupy Annapurny, Manaslu i Ganesh Himal.

To samo tyle, że bliżej.

I z bardzo bliska: Himalchuli i Manaslu.

Najdalsza  obserwacja: 247,4km.  Gurja Himal /7193m/, Dhaulagiri IV /7268m/ – w odległości  247,4 km, Annapurna Południowa /7219m/, Macchapuchare /6693m/, Annaurna I /8091m/, Annapurna IV /7525m/i Annapurna II /7937m/

W prawej częsci kadru rozłożysta Shisha Pangma /8027m/.

Wielki masyw Gaurishankar /7146m/ i ledwie widoczny po lewej niewielki płaski wierzchołek Cho Oyu /8201m/.

Trudno uwierzyć, ale ta niepozorna góra w środku kadru to Mount Everest /8848m/.

W szerszym ujęciu. Od Cho Oyu, przez Gaurishankar, Mount Everest po Numbur.

I jeszcze szerzej.

Jakby wcześniej ktoś nie rozpoznał.Everest dokładnie pod samolotem lecącym zapewne do Lukli.

Schodzimy w końcu z wieży, bo zdążyła się zrobić kolejka. Zatrzymujemy się jeszcze kilometr dalej na jeszcze jeden mały widok.

W dole też niezwykle widokowo.

To były magiczne chwile. Naprawdę w sezonie dni z taką widocznością jest ledwie kilka. Mamy wielkie szczęście. Ale czas wracać. Jutro wylatujemy, więc trzeba nam już jechać do Kathmandu. Ale po  drodze znów jest Bhaktapur.

Raz, że trzeba było zjeść michę jogurtu, ale chciałem znów wejść na Durbar Square. Wczoraj nie zauważyłem całkiem interesujących płaskorzeźb. Nie kupuję tym razem biletu. Zapoznaną wczoraj drogę, którą można przejść nie trafiając na kontrolę, w dziesięć minut spaceru po wąskich uliczkach jestem na placu. Podchodzę pod świątynię Pashupatinath i… no właśnie. Byłem tu trzy razy i jak mogłem tego nie zauważyć?

Dość oglądania. Czas się żegnać z Bhaktapurem. Ale idzie to topornie. Bo co chwila jakiś piękny temat do zdjęć się trafia.

Odjeżdżamy z dworca położonego obok zbiornika z woda Na Phuku.

I te widoki ośnieżonych Himalajów nie dają o sobie zapomnieć.

Wróciliśmy do naszego hotelu w Kathmandu. Spotykamy drugą grupę, która przednio bawiła się w  parku Chitwan. Ich opowieści są równie kolorowe jak nasze. Ale w sumie nikt z nas nie uciekał  rowerem przed nosorożscem. Teraz czas na zakupy last minute.

I na ostatnie zdjęcia. Ilekroć widzę stan instalacji elektrycznej to jestem pełen podziwu dla miejscowych fachowców od prądu.

Zaliczamy jeszcze wizytę w stupie położonej na granicy Thamelu.

Niesamowite.  Sto metrów dalej jest zgiełk, hałas, klaksony motocykli, setki przeciskających się  ludzi. A tu cisza i spokój.

Podeszliśmy trochę na południe od Thamelu i udało się znaleźć w końcu zwykły sklep z herbatą. Nie taki dla turystów, ale normalny nepalski sklep. Wychodzimy z  kolejnymi workami herbaty…

Ostatni spacer, zatem czas na parę zdjęć w ulicy.

Jest i KFC, czyli Kwality Food Cafe.

W sumie dało się przyzwyczaić do sposobu eksponowania mięsa na ulicznych stoiskach.

Wieczór kończymy tradycyjnie w naszej restauracji Newa Momo.  Znajduje się ona 10 metrów od naszego hotelu i stosunek jakości i klimatu do ceny jest rewelacyjny. Właściwie znaleźliśmy ja dzień po przylocie i dalej już nie szukaliśmy. Bo i po co? Pyszne jedzenie tybetańskie gotowane na bieżąco przez „mamę”. Trochę szkoda, że się to kończy. Jutro wylot.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

CAPTCHA. Wykonaj poniższe działanie *