Dzień trzynasty. Concordia czyli czekając na K2 15 lipca 2018 r.
Poranek okazał się dośc chłodny i niestety zachmurzony. Sine chmury wisiały nad nami i wcale nie zamierzały się rozejść. Słońce zawieszone gdzieś wysoko usiłowało się przebić przez tę zasłonę. Choć trzeba przyznać, że Gasherbrum IV prezentował się tajemniczo i intrygujaco w towarzystwie różnokolorowych chmur.
Po śniadaniu wstąpiła w nas nowa nadzieja. Na niebie było coraz więcej błekitu, zwłaszcza na zachodzie. Wychodzimy dziś nieco później, bo o8:30.Chwilę po wyjściu pierwsza sesja fotograficzna. Tym razem reklamujemy naszą agencję. Idzemy w nadziei, że pogoda się poprawi, bo jednak widok na wschód jest całkiem opanowany przez chmury. A przecież czeka na nas dziś jedyna w swoim rodzaju panorama. K2 z Concordii to w tym względzie jeden z najpiękniejszych górskich widoków na Ziemii. Droga, z początku prosta, wiedzie skrajem szczelin. Znów to samo. Kamienie, lód i niekończący się ciąg krótkich podejść i zejść. Skoro na wschodzie nie możemy liczyć na widoki, to pozostaje nam się patrzeć na boki. A tam góruje wyniosły prawie ośmiotysięcznik Masherbrum.
Szczelin jest coraz więcej, ale omijanie ich nie stanowi większego problemu. Brak słońca i dość umiarkowana temperatura sprawiają, że idzie sie całkiem dobrze. Owszem, zadyszka jest. Ale na szczęscie niewielka.
Po godzinie mijamy obóz Goro, a my wkraczamy w krainę lodu. Bryły lodowca są coraz większe.
Kilkanaście minut za Goro II po lewej stronie odsłania nam się Mustagh Tower (7273m ). Szczyt pięknie odcina się od horyzontu stromą linią opadających grani. Niestety efekt psują chmury, które po części zasłaniają górę jak i zlewają ją z tłem. No nic. Przed nami jeszcze wiele innych szczytów do zachwytu.
Gasherbrumy cały czas w chmurach, za to ładnie odcina się od chmur dwuwierzchołkowy Mitre Peak (6010m).
Niestety po południu chmury schodzą coraz niżej, by w końcu zaczął siąpić deszcz. Wpierw mżawka, potem pada trochę mocniej. Temperatura spada sporo poniżej 10 stopni. Jest nam mokro i zimno. I w takich warunkach mamy przerwę na obiad. Herbata z termosu, jakieś bakalie, ciastka i gar chińskiej zupy dla chętnych. Znów w zasadzie tylko ja nie jem. Ale postój i posiłek w deszczu a także przejmującym chłodzie nie należy do niczego przyjemnego. Zbieramy się w pospiechu. Każdy chce już dojść do bazy. Widoków nie ma żadnych. Mijamy kolejny niewielki posterunek wojskowy. W końcu przestaje padać. Wszędzie kłębią się mgły. Dalej zimno. Spotykamy samotnego tragarza schodzącego z lodowca. Karim zna chyba wszystkich tragarzy i przewodników na Baltoro i ucina sobie krótką pogawędkę. Co ciekawe, rozmówca ma na głowie buffa z polskiej wyprawy zimowej na K2 z tego roku.
Krótko przed siedemnastą przekraczamy większą szczelinę i szumiący w dole lodowcowy potok. Przed nami ukazuje się słynna Concordia. Miejsce owiane legendą, leżące w miejscu połączenia lodowca Godwin Austen i Górnego Baltoro. Wysokość około 4550 metrów. Widzimy kilka rozstawionych namiotów. Potwierdza to naszą obserwację, że w górach jest bardzo mało turystów. Są Polacy, których widzieliśmy w Paiju. I jeszcze jacyś Azjaci. I tyle.
Stajemy na środku Concordii i kierujemy wzrok na północ. Niestety. K2 pozostaje niedostępna i niewidoczna. Chmury szczelnie zasłaniają zarówno K2, Broad Peak i Gasherbrumy. Ech… Pocieszamy się, że spędzimy tu chyba 3-4 noce, więc wszytko jeszcze przed nami.
Rozbijamy namioty i usiłujemy wysuszyć kurtki. W górze cieme chmury, ale od zachodu znów całkiem nieźle. Przebija się nawet do nas słońce.
Powoli chmury się podnoszą. Przynajmniej na Broad Peaku. Siedzimy i patrzymy na przewalające się chmury. Osłaniają one co chwila jakiś inny kawałek gór.
Idę trochę poza obóz by spojrzeć na Concordię z boku. Nie ma zbyt dużej ilości namiotów. Tu naprawdę jest pusto. Ciekawe czy to normalne, czy też mamy takie szczęście. A może to mundial przyczynił się do tak niskiej frekwencji. Wszystko możliwe. Już chyba jest po finale, wiadomo kto wygrał, ale tutaj czas liczy się jakoś inaczej. I wynik takiego meczu wcale nie jest istotny.
Słońce już gdzieś zachodzi. Gdzieniegdzie chmury zmieniają kolor. W kilku miejscach góry pokazują swoją barwniejszą naturę. Szkoda, że tylko tak skromnie… Stoimy, patrzymy i komentujemy. O tutaj się odsłania! O teraz tu! O jaka różowa chmurka! Kilkanaście minut po tym jak zgasły ostatnie oświetlone plamy na górach chmury zaczynają się rozchodzić. Powoli odsłania się przed nami K2. Broad Peak już cały widoczny. Szkoda, że dopiero teraz…
To samo ze Świetlistą Ścianą. Z tego miejsca prezentuje się rewelacyjnie. Jesteśmy bardzo blisko podstawy ściany, a ta wyrasta wysoko w górę na 2,5 kilometra wyżej. Imponujące. Już prawie ciemno. Widzimy światła bazy pod Broad Peakiem.
Jutro ruszamy w kierunku bazy pod K2. I kładziemy sie z nadzieją, że rano będzie pięęęęęęknieeee….