[zobaczyć k2] – Dzień dziewiętnasty. Paiju czyli żegnamy się z Baltoro…

Posted on BLOG

Dzień dziewiętnasty. Paiju czyli żegnamy się z Baltoro.                                                                                                                                                                       23 lipca 2018 r.

      Rano na niebie zdecydowanie więcej chmur. Chyba dziś upału nie będzie. Tradycyjnie zbieramy się jako ostatnia grupa. Dziś znów niedługi dzień, bo tylko do Paiju. I to będzie już nasze pożegnanie z Baltoro.

       Początek oczywiście widowiskowy. Idziemy labiryntem lodowca, by ominąć osuniętą drogę. Pamiętamy to miejsce z drogi od górę. Dziś jest równie fascynująco. Potężne kilkunastometrowe bryły lodu, ogromne szczeliny w których nie widać dna.

Karim  znów prowadzi nas bezbłędnie i po kilkunastu minutach wychodzimy na morenę boczną.

      Jednak bez słońca idzie się znaczie lepiej. Jest wręcz zimno. Widoków nie ma za dobrych,  zatem można skupić się na drodze. I na obserwacji naszych pakistańskich gospodarzy.

W Liligo  mamy tylko krótki postój. I tu udaje mi się wypatrzyć niezwykle płochliwą szczekuszkę.       Wracamy na lodowiec. W tym miejscu jest dość płaski, tylko od czasu do czasu pojawiają się jakieś szczeliny. Coraz bliżej czoła lodowca.

       Obiad wypada nam praktycznie na końcu Baltoro. Przed nami widać zielone Paiju, gdzie będziemy spać. Niestety nie możemy spokojnie posiedzieć, nasycić atmosferą i widokami, bo zaczyna kropić deszcz. 
Zatem zbieramy się szybko i w godzinę dochodzimy do Paiju. Pod koniec łapie nas deszcz.  Całkiem  solidny zamieniający się wręcz w ulewę. Przychodzimy na miejsce,  na szczęście mesa już rozbita i chowamy się w środku. Jest dość wcześnie alenie ma bardzo co robić. Jest zimno, mamy przemoczone ubrania i czekamy aż przestanie  padać. Kucharze stanęli na wysokości zadania i nasmażyli nam całą górę pakory. Na  nasze życzenie zresztą. Pakora to nic innego jak  kawwałki warzyw obtoczone w cieście z mąki i usmażone na głębokim tłuszczu. Ależ to pyszne! W  końcu po  drugim talerzu pakory deszcz przestaje padać. Możemy rozstawić namioty. Chmury trochę się  podnoszą i nawet widzimy znany już nam widok na staliste turnie Baltoro.

 

      Zbieramy siły na jutro, bo plany są ambitne. Chcemy przejść półtora etapu w jeden dzień. Wszystko po to, by nastepnego dnia dość do na tyle wcześnie do Askole, by jeszcze zdążyć przed zmrokiem dojechać do Skardu. Jeszcze tylko spoglądamy na  góry o zachodzie słońca.

W nocy pada dośc intensywnie. Ale ponieważ jesteśmy pochowani w namiotach, śpi się bardzo dobrze…

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

CAPTCHA. Wykonaj poniższe działanie *