Latino – cz. 27
17 września 2014
Salar de Uyuni cz. 1 czyli samochodem przez jezioro
Jeszcze jestem lekko oszołomiony niedyspozycją mojego aparatu, wyciągam komórkę i coś tam usiłuje zrobić…
Kolejowego żelastwa zgromadzono tu w imponującej ilości. czasem jakieś pomysłowe ręce darują im drugie życie. I z parowozu robi się huśtawka.
Niewiele pamiętam z tych kilkunastu minut. Było bardzo jasno, słonecznie. Biel aż biła od zaczynającego się zaraz stąd salaru. Wróciłbym tu jeszcze kiedyś, ale wieczorową lub poranna porą.
Jedziemy dalej. Przyznam się, że nie mam ochoty patrzeć się na widoki. Jeszcze mi nie przeszło. Po kilkunastu minutach zatrzymujemy się w w malutkiej osadzie Colchani. Czas na toaletę i nieodzowne na każdej wycieczce, kramy z boliwijskimi pamiątkami. Toaleta okazuje się najdroższa w całej Boliwii, mogę pozwolić sobie na zaoszczędzenie 2 boliwianów. Samo Colchani jest największym okolicznym ośrodkiem wydobycia soli z powierzchni jeziora. Rocznie jest tego 20 tysięcy ton.
Stajemy przy „kopalni”soli. technologia jest dość prosta. Sól zalegająca na powierzchni formuje się w kopce, potem tylko załadunek. I gotowe. Pokłady soli sięgają do 6 metrów, więc wydaja się być niewyczerpalne.
Wszystko oszałamia. Biel soli, jaskrawe światło słońca, nasycone błękitem niebo, delikatne zwiewne chmurki, niezwykła przestrzeń.
Kolejny przystanek. Zbudowany, a jakże, z soli pomnik upamiętniający rajd Dakar, odbywający się na początku roku. Jego trasa wiodła właśnie przez Salar de Uyuni. Kierowca opowiada nam o tym z zauważalną dumą. Widać, że dla tutejszych mieszkańców to bardzo ważne i nobilitujące.
Niedaleko pomnika stoi niewielki parterowy budynek. Okazuje się, że jest to hotel. Nietypowy bo cały zbudowany z bloków solnych. Nawet nie zachodzimy z zapytaniem o cenę. Poza tym jest przed południem, przed nami jeszcze mnóstwo wrażeń dzisiaj.
Jedziemy dalej. Kierowca trzyma tempo – 100km/h. Nawierzchnia jest równiutka, jedzie się bardzo wygodnie. Nagle stał sie cud. Aparat postanowił jeszcze mi trochę posłużyć. Jest sprawny! I od razu widzę, że świat jest piękny.
Przed nami wyspa Incahuasi. Oddalona od Colhani o 80 km. To chyba najbardziej znane i najliczniej odwiedzane miejsce na salarze. Jest nieduża i porośnięta tysiącami wielkich kaktusów, które osiągają tu wysokość do 10 metrów. Z daleka wygląda to fantastycznie. Pomiędzy bielą jeziora i błękitem nieba rdzawe skały z wystającymi kreskami kaktusów.
Wygląda, że wyspa Pescado jest oddalona o kilka minut jazdy. Tymczasem było to blisko 25 kilometrów. Niesamowite jak traci się tutaj wyczucie odległości.
cz. 8 – Ollantaytambo czyli najdrozszy pociąg świata
cz. 13 – Wyspa Amantani czyli z wizytą u Pachamamy
cz. 14 – Uros czyli wyspa ktora umie pływać
cz. 21 – Kordyliera czyli spacer z widokiem na góry – dzień 2