5 września 2012.
Dzień 28. Góry Ferańskie.
Rano wizyta na bazarze, znów jakieś zakupy. Choć nie te imponujące kolorowe torty 😉
Zbieramy się do drogi. Dzieci akurat wracają ze szkoły.
Jedziemy na wschód, na Kazarman.
Tutejsze góry są już zupełnie inne. Pojawia się roślinność. Zieleń i drzewa. Mijamy mnóstwo uli.
Droga pnie się coraz wyżej i wyżej. Krajobrazy przypominały mi Gruzję.
Na przełęczy ( ok. 3tys metrów) mocno wieje, kilka szybkich zdjęć i zachwytów.
Widoki po drugiej stronie przełęczy są wręcz magiczne. Góry po horyzont. I do tego w zachodzącym słońcu.
Zjeżdzamy w dół. Spotykamy dwóch rowerzystów ze Stanów. W drodze od kilku miesięcy.
Od dziś się to stanie regułą. Codziennie będzie spotykac podróżników na rowerach. Jedziemy powoli i patrzymy się w każdą stronę.
Rozbijamy się w góach wśród stad koni, krów, baranów. Wśród jurt i Kirgizów na koniach.
Na koniec tego magicznego dnia upodobniłem się do Kirgizów.
Pięknie. Aż cieżko zasnąć z wrażenia.