4 września 2012.
Dzień 27. Osz i Jalalabad.
Następnego dnia, znów jesteśmy w Osz Na ulicach korki, ludzi tłum. Na kilka godzin wchłania nas bazar, coś się targujemy, coś kupujemy.
U tego pana zjedliśmy całkiem dobre szaszłyki.
Mocna rzecz. Głowy i kopyta.
Ruszamy na Jalalabad.
Zatrzymujemy się w gościnie w parafii rzymskokatolickiej u polskiego jezuity. Parafia niczym nie odbiega od sąsiednich domów. Skromnie.
Krótka ściągawka ze słownika.
Zakonnik, pokazuje nam cmentarz gdzie pochowani są żołnierze polscy z czasów II wojny światowej. Jalalabad był jednym z miast, gdzie formowało się polskie wojsko.
W Jalalabad znajduje się jeden z bardziej znanych mazarów. Mazar to święte miejsce, w tym przypadku oznaczające źródło wody, które jest popularnym miejscem pielgrzymek mieszkańców Azji Środkowej. Wedle wierzeń woda z takich miejsc ma właściwiści lecznicze. W Jalalabad, a właściwie kilka kilometrów za miastem, wokół mazaru wybudowano kurort uzdrowiskowy, które klimatem przypomina Ciechocinek z lat 60tych. Urocze.
Kwiaty w klombach tak kolrowe, że aż wydają się sztuczne.
Według legendy właśnie w tym miejscu mieszkał i umarł biblijny Hiob, w tradycji muzułmańskiej prorok Ajub. Kiedy Hiob stracił wszystko, poza wiarą w Boga, przybył w te okolice a Bóg ulitował się nad swoim wiernym sługą. Nakazał mu wbić laskę w ziemię i wytrysnęło źrodło wody. Hiob wykąpał się w tej wodzie i odzyskał zdrowie i młodość. Na terenie sanatorium niedawno zbudowano miewielkie mauzoleum upamiętniające Hioba.
Po wyjściu z terenu uzdrowiska podziwiamy prawdziwie kirgiski przystanek. W ształcie tradycyjnej czapki noszonej przez każdego Kirgiza. Takich przystanków potem widzieliśmy całkiem sporo.
Wieczorem uczestniczymy we mszy. Dość oryginalnej. Bo prócz nas jest jeden staruszek i dziewczynka, usługująca księdzu. Msza w języku rosyjskim.
Wystarczy włożyć czapkę i już wyglądam jak stary Kirgiz 😉
W końcu można się wykąpać i wyprać swoje brudne rzeczy. Co za ulga!