27 sierpnia 2012.
Dzień 19. Kirgistan i Tadżykistan. Pamir.
Rano kolejny piękny wschód słońca z widokiem na Pika. To już trzeci, a wcale się nie nudzi.
Czas też się nieco polansować na jakimś zdjęciu z widokiem
Ponieważ wczorajszy wieczór skonczyl się dość późno to do południa siedzimy i siedzimy.
Pojawił się osiolek. Biedne zwierzę 😉
Za osiołkiem całe stado
W ramach rekreacji pływamy po jeziorku pontonem. Dużo uciechy.
W końcu jedziemy. My autem.
Zaś Kirgiz na koniu.
Znów Czerwona Rzeka.
W wiosce usiłujemy coś kupić. Sklep robi wrażenie.
W sklepiku pracuje całkiem młoda ekspedientka.
Jedziemy w dół rzeki Kyzył Su. Cały czas trzeba głową kręcić bo widoki do tego przymuszają.
Dojeżdżamy do miejscowości Karamik. Granica pojaiwa się znikąd, nawet nie ma szlabana. Krótka odprawa i jedziemy przez przełęcz na stronę tadżycką. Normalnie to przejście jest otwarte tylko dla miejscowych, ale w wziązku z zamknięciem Kyzył-Art innostrańców też puszczą. Tadżykistan posiada w ogóle dwa przejścia międzynarodowe – w Bekabad z Uzbekistanem i Kyzyl-Art z Kirgistanem. Jaskoś niewiele. Jedziemy ponad pięknym kanionem.
Droga oczywiście czwartej kategorii 😉
Zachodzące słońce, czerwień gór. Ładnie. Po stronie tadżyckiej też całkiem szybko i jesteśmy w Tadżykistanie. Zjeżdżamy w pierwszą dolinę, gdzie widać wioskę.
W wiosce trochę się gubimy i znów wjeżdżamy na czyjeś podwórko. Zostajemy zaproszeni na herbatę. Siadamy na materacach, po chwili gospodarz wnosi obrus, rozkłada. Układa na nim ogromne, ponadpółmetrowe lepioszki. Bierze jeden placek i łamie, kładąc kawałki przed gośćmi, czyli nami. Po chwili podaje czarki i nalewa zieloną herbatę. Pierwszą czarkę wlewa z powrotem, by wywar mógł się wymieszać. Przed nami lądują talerze z cukierkami i ciastkami. Po chwili jeszcze czarki z masłem, dżemem i miodem. Po posiłku, dziękujemy i wyjeżdżamy na nocleg za wieś.
Spis treści: