Kontynuowaliśmy naszą podróż wzdłuż wschodnich i południowych rubieży Turcji. Tym razem jechaliśmy obok niespokojnej obecnie Syrii. Syria z Jordanią były naszym celem wyjazdu, nawet bilety już zakupiliśmy. Niestety LOT odwołał loty i stąd pojawił się pomysł nieodległej Turcji.
Pod wieczór dojechaliśmy do Urfy. Miasto nazywa się faktycznie Sanliurfa, co oznacza wspaniała Urfa, ale wszyscy poprzestają na nazwie Urfa. Choć miasto rzeczywiście jest wspaniałe.Do tego klimat urzekał. Spokojnie, cicho, w miarę czysto. Bardzo dobre miejsce by odpocząć po intensywności podróżowania po Kurdystanie. Urfa, co prawda też jest zamieszkiwana przez Kurdów, ale silne są tu już wpływy bliskiej Syrii.
Hotel znaleźliśmy bez problemu, dość tani 50 TL za trójkę. A warunki bardzo dobre.
Urfa jest stara i piękna. Wedle tradycji to tu rozpoczął swoją misję prorok Abraham. Tu tez miał być zrzucony przez króla Nemroda z wysokiej skały. Bezskutecznie, bo przeżył. Ale to miejsce jest teraz celem muzułmańskich pielgrzymek. Bo Abraham jest uznawany za proroka w islamie, ino zwie się Ibrahim.
Z wieczora wybraliśmy się rzucić okiem na miasto. W centrum największa budowlą jest meczet Ulu Cami.
A to najbardziej urzekająca wystawa sklepowa jaka widziałem 😉
No dobra, dzień był pełen wrażeń. Spać. Rano ruszamy do Harran. No to na dworzec, dolmusz i w godzinkę jesteśmy. Harran to jedno z najstarszych, wciąż zamieszkałych miejsc na świecie. Ponoć jest to miejsce urodzin biblijnego Abrahama. Zaraz po przyjeździe minęliśmy dziesiątki chętnych, którzy chcieli nas oprowadzać po okolicy.
Harran to właściwie miej lub lepiej zachowane ruiny pamiętające wieki, a wręcz tysiąclecia świetności miasta. wchodzimy przez bramę Alleppo kierując się na pozostałości Wielkiego Meczetu ( Ulu Cami ). Wiele nie zostało, w zasadzie tylko minaret.
Wokół reszki starożytnego miasta.
Wielbłądy były częścią Harran Kultur Evi, gdzie można było zobaczyć bardzo ciekawe domy o kształcie ula.
Ale wpierw herbatka.
Można sobie obejrzeć taki dom od środka. Ich kształt, niezmieniany od tysiącleci ma zapewnić całkiem rozsądną temperaturę w środku podczas upałów.
Magdzie się bardzo tu spodobało. Postanowiła sprawdzić się w roli pani domu. Zakres obowiązków raczej standardowy: gotowanie, sprzątanie, rodzenie dzieci, siedzenie w domu, gotowanie, usługiwanie mężowi i tęskne na niego czekanie 😉
Wszystko na swoim miejscu. Pasuje.
No jednak nie tym razem, nie mieliśmy odpowiedniego posagu dla Magdy, toteż nie dla niej ta piękna przyszłość pisana 😉
A my opuszczając turystyczne oblicze Harranu udaliśmy się do części, gdzie już autokarowi turyści z reguły nie zapuszczają się. Klimaty zrobiły się już ostrzejsze i prawdziwsze.
I te dzieci…
Wróciliśmy do Urfy. Oczywiście czas na ucztę. Papier robi za obrus, ale jedzenie pierwsza klasa.
To jeden ze stawów. Pływają w nim święte karpie, których pływa tam cała masa. Dokarmiane sa przez pielgrzymów, dla których jest to punkt obowiązkowy programu pielgrzymki.
Niestety czasu mało, a plan napięty. Jeszcze tego samego wieczora jedziemy na dworzec autobusowy. I znów można się zadumać nad dziką Azją. Miasto 300tys., a dworzec piękny, nowoczesny, dwupoziomowy. A jak sobie pomyślę, że dajmy na to taki Lublin i jego dworzec…. 😉
Kierunek Kapadocja!
Cz. I – Ani
Cz. II – Ararat
Cz. III – Van
Cz. IV – Hasankeyf
Cz. V – Mardin
Cz. VI – Diyarbakir
Cz. VII – Urfa
Cz. VIII – Kapadocja I
Cz. IX – Kapadocja II
Część X – Stambuł