[turcja] Diyarbakir – czyli obrazków z podróży po wschodniej Turcji część VI /17.10.2011/

Posted on BLOG
Późnym popołudniem dojechaliśmy do położonego nad Tygrysem Diyarbakir, miasta o 5000 letniej historii, będące obecnie nieformalna stolicą Kurdystanu. Miasto pełne Kurdów, ponoć najbardziej konserwatywne w całej Turcji. Do tego z racji codzienności napięć na linii Turcja-Kurdowie, często jest tu po prostu niebezpiecznie. Demonstracje, zamieszki uliczne, wojsko, policja. No ale skoro naszym celem jest objazd po Kurdystanie, to nie możemy pominąć Diyarbakir. 
Szukamy hotelu, jakoś tu trochę drożej, ale udaje się znależć za nasza tradycyjna cene 50 TL za trójkę. Nawet nie wygląda jakos norowato. Hotel zwał się GAP. Miał przyjemne patio w środku. Obsługe mówiąca „dobrzie?” i dominujący kolor – różowy. Okiennice, framugi, ściany, meble, zasłony – wszystko w kolorze różowym. Do tego przy naszym pokoju siedziała sobie ok 40 letnia, słusznych kształtów kobieta, susząca sobie włosy. W pokojowym telewizorze natknąłem sie na kanał zwący się Hustler TV z zawartością niekoniecznie romantyczna, choć o miłości było cały czas 😉 Wieczorem PYSZNY barani kebap. najlepszy w całej Turcji.

I całkiem dobry ajran, który jak widać piłem i piłem…


Zjedliśmy, więc czas na powrót do naszego hotelu. Po drodze urzekła nas taka oto wystawa.
Rano ruszyliśmy na zwiedzanie. Na początek kościół syryjski Meryem Ana Kilisesi. Zdjęć ze środka nie ma bo nie można, za to poproszeni zostaliśmy o jakąś donację na cele kościelne. Po ofiarowaniu 3 lirów, okazało się, że co łaska oznacza 9 lirów. Ach, jak żesz zbieżne to kulturowo z PL.

Miasto znane jest przede wszystkim z ogromnych, prawie w całości zachowanych murów miejskich. Wewnątrz murów znajduje się stare miasto w zasadzie mające dość podłą opinie, jako niebezpieczne i dość obskurne. Zaś za murami rozłożone było nowe miasto, pełne nowoczesnej zabudowy, ale to już takie bardziej tureckie. Rdzeniem miasta był zdecydowanie kurdyjski teren wewnątrz murów. No i tam było najciekawiej. Od kościoła ruszyliśmy labiryntem wąskich uliczek kierując się słońcem.

Po drodze klimatyczne obrazki

W końcu doszliśmy na mury. Można na nie wejść, nic to nie kosztuje. Mury bardzo zapuszczone, w lekkiej rozsypce. Zbudowane w czwartym wieku n.e. Mają długość około 6 kilometrów i cztery główne bramy.

Na murach spotkaliśmy Alego. Pokazał nam legitymacje BBC 😉 i oznajmił, że jest dziennikarzem, mieszka i pracuje w Anglii a tu przyjechał na dwa tygodnie. I może nas oprowadzić po mieście. Oczywiście za darmo. Ali miał niesamowita sprzączkę do paska w kształcie banknotu dolarowego. Wielkości naturalnej albo i większej. Urzekła nas jego historia. Przy okazji jak usłyszał nazwę naszego hotelu to zapytał tylko:”jak wy żeście go znaleźli, tam mieszkają prostytutki” Cóż. Potrafimy i taki znaleźć;-)

A wewnątrz murów całkiem przestronnie.

Potem udaliśmy się w stronę centrum. Kolejna herbatka wśród jakże przystojnych Kurdów. Ten z prawej był przez lata modelem w Stambule ;-)) Dopiero informacja o mężach, siostrach, kto z kim i jak, działała na Panów uspokajająco 😉 Tego dnia akurat moją żoną była Magda a siostra Daniela. następnego dnia było pewnie na odwrót.

Dzieci zawsze chętne do zdjęć.

A to ciekawostka. Minaret na czterech nogach. Na środku placu.

Dziewczyny usiłowały nieco upodobnić się do tutejszych wzorców.

Ale ciężko przebić oryginał.

W Diyarbakir może zabytki tak nie zwalają z nóg ( aczkolwiek mury miasta robią wrażenie ). Ale można sobie popatrzeć na ludzi, na ich codzienne życie, na jakieś rodzajowe scenki.

Ten basen ( a może raczej aquapark ;-)) ujrzeliśmy z murów.

Trafiliśmy w centrum na bazar. A na nim stoisko. A w nim utkane portrety kilku zbrodniarzy i terrorystów  ( jak Osama, Che i Saddam ). Był też Ocalan, siedzący w tureckim wiezieniu szef Kurdyjskiej Partii Pracy. Dla Turków terrorysta, dla Kurdów bohater narodowy. Innych podobizn nie rozpoznaję. Może sa tez jacyś islamscy święci, może inne ważne postaci dla Kurdów.

Miejscowy kebap, który w niczym nie chce przypomnieć tego znanego z naszych ulic.

Po południu jesteśmy na dworcu. Znowu można się załamać. Jesteśmy we wschodniej Turcji, a widzimy kolejny dworzec, który w niczym nie przypomina dworców autobusowych znanych z Polski. No i gdzie tu jest Europa? 😉

Jedziemy na zachód, do Urfy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

CAPTCHA. Wykonaj poniższe działanie *