Zaczęliśmy, jak zawsze, od hotelu. Trafiliśmy do Bahodir B&B. Ponoć kontrowersyjny. Na pewno najtańszy – całe 7 dolarów ze śniadaniem! Powiem tak. Stosunek ceny do jakości rewelacyjny.
Pierwsze kroki oczywiście za głosem żołądka – na bazar, znaleźć coś do jedzenia 😉
A potem, już syci, poszliśmy pooglądać Registan, To główny plac Samarkandy przy którym znajdują się trzy olbrzymie medresy. Ulugbeka, Tilia-Kori i Sher-Dor.
Byliśmy tam przy zachodzie słońca. Zostaliśmy zaczepieni przez policjanta, który bynajmniej nie chciał sprawdzać nam biletów ( których nie mieliśmy ), tylko zaproponował wejście za „drobną” opłatę na szczyt minaretu. Po krótkich targach, poszliśmy we dwóch z Bartkiem. Dojście do minaretu prowadziło przez plac budowy ( remontu?), aż w końcu ostro pod górę w lekkich ciemnościach na szczyt minaretu. Niestety widok z góry był dosyć ograniczony z racji braku tarasu widokowego, była tylko klapa w dachu. No, ale wrażenia były. Ale najciekawsze było dopiero przed nami. Zeszliśmy na dół minaretu i okazało się, że wyjście blokuje nam krata. Zaczęliśmy krzyczeć, wpierw ciszej, potem głośniej. Bez efektu. zaczęliśmy się zastanawiać, ze może za dużo stargowaliśmy z ceny wyjściowej i policjant pomyślał, ze to tylko za wejście 😉 Kiedy w głowie przeleciały już wszystkie scenariusze co do naszej wątpliwej przyszłości, po ok. 30 min. przyszedł nasz wybawca i widząc nas, bardzo się zdziwił i pokazał, że przecież nie było co tak się stresować i czekać, przecież klucz był pod progiem 😉
No to nie pozostało nam nic innego jak pójść na jakieś porządne szaszłyki i piwo 😉
Z racji tego, że sezon turystyczny jeszcze się nie zaczął, nie działała nocna iluminacja, ponoć pięknie oświetlająca w różnych barwach cały Registan. Cóż. Oświetlona była tylko jedna kopuła i bardziej niż Registan oświetlony był pobliski sklep spożywczy 😉
Rano, niezmordowanie, znów wstałem na wschód słońca.
Słońce wstało już na dobre, toteż wybrałem się do Shah-I-Zinda. Przy okazji zauważyłem, że wszelkie obiekty są czynne także w godzinach wczesnoporannych, tylko opłatę pobierają przedsiębiorczy samozwańczy bileterzy 😉 Targowanie jak najbardziej wskazane 😉 Shah-I-Zinda to miejsce w których pochowano wielu światłych mieszkańców Samarkandy, najczęściej członków rodziny panującej. Całość robiła świetne wrażenie. Skala już mniejsza, bardziej ludzka, pustka, idealne miejsce na wyciszenie i psychiczny odpoczynek od wszystkiego.
Tak wyglądał Registan z Shah-i-Zinda na tle.. no właśnie.. gór!
Całość zachwycała. Głównie spokojem. Choć ponoć ludzi tu zazwyczaj jest mnóstwo.I na tym był koniec zwiedzania Samarkandy. Jeszcze sporo zostało, ale to na przyszły raz … 😉 A nas czekały góry. I egzotyka południa.Termez.
Część I – Mojnak, czyli Centrum Niczego
Część II – Ayaz Qala – na pustyni
Część III – Chiwa – Jedwabnym szlakiem I
Część IV – Buchara – Jedwabnym szlakiem II
Część V – Langar
Część VI – Na południe
Część VII – Termez, czyli witamy w Azji
Część VIII – Nocnym pociągiem aż do końca świata
Część IX – Dolina Fergańska
Część X – Samarkanda – Jedwabnym szlakiem III
10 thoughts on “[uzbekistan] Jedwabnym Szlakiem cz. III – Samarkanda”
Byłem w 1972 roku w Uzbekistanie
zachwycają meczety i minarety
bazary maja swój niepowtarzalny urok
ludzie gościnni
ale mieliśmy wtedy "opiekunów"
jednak wróciłbym tam jeszcze
fajna sprawa
piątka za reportaż
szóstka
Dziekuje
Slawek
Fantastyczne zdjęcia. Tyle, że jak bym pojechał, to już bym nie wrócił.
Jestem tutaj dzieki Twojemu linkowi ("Może morze wróci" ).Przeglądając cały blog natychmiast powróciły wspomnienia z lat 70, wówczas moja koleżanka podobnie jak" anonimowy z godz.19:00" miała okazję tam być ,słuchaliśmy Ją z otwartymi gębami a slajdy ogladalismy wielokrotnie zachwycając się widokami.Dzisiaj oglądając Twoje i przypominając sobie Jej wspomnienia widzę ,że za wiele się tam nie zmieniło. O warunkach życia oraz stosunkach Uzbeków z Rosjanami nie bardzo chciała mówić, bo w pracy również mieliśmy "opiekunów" a ja byłem nowym i młodym kolegą. Podrzucę link do mojej kuzaji w Kanadzie lubi te klimaty. Pozdrawiam Janek.
Kurcze..ech Golek jak zwykle fajna opowieść,a zdjęcia fantastyczne( kolory w meczetach…i te przejścia tonalne w górach)
Ruszajcie dalej przywożąc kolejne piękne obrazki.
Powodzenia !
pozdr.Pasik< żeński>
Pasik… W kolejce na relację czeka sześciotygodniowa wyprawa autem do Azji Środkowej, skąd zdjęcia bedą jeszcze lepsze a i opowieść myślę nie gorsza. Wpisy powinny pojawiać się już w kwietniu. Pzdr 😉
Piękna podróż, jeszcze bym oglądał.Czekam na więcej. Rysiek
na blogu parę wyjazdów jest dość szczegółowo opisanych, zachęcam do niespiesznego przeglądania. Tymczasem kończę opisywać zeszłoroczy Ladakh, a zaraz potem biorę się w końcu za wspominanie 16 tys km do Azji Ś
Byłem tam w 1991 i też uczynny mężczyzna wprowadził nas nieoficjalnie na minaret w Registanie.
W mojej ówczesnej ocenie był to tajniak. Nie chciał pieniędzy.
ciekawy opis i wspaniałe zdjęcia