Galeria na picasie jest owszem kolorowa, interesująca i takie tam…. ale ciężko dowiedzieć sie czegoś więcej o samym Uzbekistanie, o ludziach, o tym co spotykaliśmy, co widzieliśmy. Postaram się tutaj bardziej przybliżyć to wszystko…
Na początek Mojnak, wpisany (przez przekorę zapewne) na listę 80 miejsc na świecie, których nie chciałbyś zobaczyć. To już wystarczająca rekomendacja by tu przyjechać
Na wschodzie Uzbekistanu, blisko granicy z Kazachstanem i Turkmenistanem leży miasteczko Mojnak. Niegdyś wielki port rybacki, leżący nad Morzem Aralskim, dający zatrudnienie wszystkim mieszkającym tu ludziom. Morze widziano tu ostatni raz w 1960 roku, gdyż za czasów ZSRR wymyślono, że Uzbekistan będzie najlepszym miejscem do uprawy bawełny. A że taka uprawa potrzebuje ogromnej ilości wody, pobudowano setki kilometrów kanałów irygacyjnych, które sprawiły, że do Morza Aralskiego dostawało coraz mniej wody z dwóch wielkich rzek Azji Środkowej: Amu-Darii i Syr-Darii. Obecnie nawet nie dochodzą do morza, ginąc gdzieś na pustyni. Kilkanaście lat temu zasolenie akwenu stało się tak duże, że wyginęły wszelkie ryby. Obecnie zniknęło już ok 80% powierzchni morza. A Mojnak znajduje się ok. 210 km od wciąż cofającej się linii brzegowej.
Sama podróż przez Karakalpakstan – czyli przez autonomiczną republikę, zamieszkałą głównie przez grupę etniczną Karalpaków, dawnych nomadów i koczowników, osiadłych obecnie w małych miasteczkach i wioskach. – dostarcza wielu wrażeń. Przeraźliwie płasko, aż po horyzont pustynia i wszędzie widoczna sól.
Dojechaliśmy do Mojnaku ze stolicy regionu – Nukusu (210km). Taksówką za jedyne 50 USD, bo już tego dnia miało nie być autobusów. Jak się okazało później raz, że przepłaciliśmy, dwa, że jakieś autobusy jeszcze jechały, tyle, że nie z tego dworca. Cóż, początki wszędzie są trudne, potem szło już nam znacznie lepiej, zwłaszcza w kwestii negocjacji. Szybko zorientowaliśmy się, że transport tu jest dość tani. W autobusach to było ok 1 USD za 100km, a w taksówkach ok 10-20 USD za 100km.
Sam Mojnak wyglądał niesamowicie. Pusta, czysta i pełna przestrzeni miejscowość. Taki dziki zachód, tyle że na wschodzie 😉
Nie brakowało typowo sowieckich akcentów, jak chociażby gazociąg puszczony nad drogą….
Mojnak, leżący obecnie na środku pustyni, bądź na środku niczego, ma w herbie wyskakująca rybę z wody, a przy głównej ulicy kuter-pomnik. Jest plaża, nadbrzeże. I tylko wody brak. Taki zupełny Środek Niczego. Atmosfera jakaś taka nie dająca się nazwać.. Czas tu chyba płynie kilkukrotnie wolniej niż gdziekolwiek indziej. Mieszkają tu głównie starsi ludzie opiekujący się swoimi wnukami, reszta pracuje gdzieś daleko. Tam gdzie jest jakaś praca. Bo tu nie ma nic do roboty. Zostały tylko rdzewiejące kutry, nawiewany od strony morza piasek i zamknięta fabryka konserw rybnych.
Jest także hotel. Jedyny tutaj. Znaleźć go nie było łatwo, nawet miejscowi musieli trochę pomyśleć. Z zewnątrz żadnego szyldu, wewnątrz przestronny i ascetycznie wykończony 😉
Cena adekwatna do standardu, całe 6 USD. Zgodnie z opisem przewodnika, hotel Oybek, bo tak się nazywał, ostatnio przeszedł remont (!) i zyskał chociażby toaletę w budynku. Zostawiliśmy bagaże i udaliśmy się na obchód okolicy. Zaczęliśmy od knajpy, jedynej zresztą, odległej od hotelu jakieś 4 km. Było piwo (ciepłe) i rybne kotlety ( zimne). Niestety nie odwrotnie.
Już w lepszych nastrojach poszliśmy w kierunku plaży (?), mijając po drodze zasypywany piaskiem cmentarz prawosławny, pełen drobnych muszelek.
Oto i plaża, ciągnąca się 200 kilometrów do morza, w połączeniu z dawno zapomnianą zabudową.
Idealnie równo…
Dochodzimy do pierwszego kutra, „zacumowanego” w miejscu, gdzie kiedyś znajdował się port.
Kilka lat temu posprzątano trochę i ustawiono kilka statków rzędem koło siebie, pod pomnikiem upamiętniającym tragedię wysychającego morza.
Odbioru to jakoś specjalnie nie psuje…
A oto i ów pomnik. Z widokiem na morze…
Wycieczka nad brzeg morza kosztuje obecnie ok. 400 USD za 4 os. auto i trwa cały dzień. Nie mieliśmy chyba tyle czasu, więc odpuściliśmy to sobie idąc spać po dość długiej podróży. A rano ruszyliśmy na wschód. I tam rzeczywiście będzie jakaś cywilizacja.
ciąg dalszy:
Część I – Mojnak, czyli Centrum Niczego
Część II – Ayaz Qala – na pustyni
Część III – Chiwa – Jedwabnym szlakiem I
Część IV – Buchara – Jedwabnym szlakiem II
Część V – Langar
Część VI – Na południe
Część VII – Termez, czyli witamy w Azji
Część VIII – Nocnym pociągiem aż do końca świata
Część IX – Dolina Fergańska
Część X – Samarkanda – Jedwabnym szlakiem III
*** do Mojnaku, jak też całego Uzbekistanu, wróciłem rok później, relacja tu Dzień 7 i Dzień 8 ***
5 thoughts on “[uzbekistan] Mojnak – czyli Centrum Niczego”
Nie mogę czytać białego/niebieskiego – kolorowego tekstu itp na czarnym tle. Szkoda. Zdjęcia ładne. Treść pewnie dobra, ale dla mnie niedostępna.
Elżbieta
mnie się podobało ,nawet tlo jest ok, jesli tekst interesyjacy
super zdięcia!!!!!!!!
Cieszę się gdy mam okazję poczytać lub posłuchać jakie ludzie mają pasje ,czym się interesują i jak poszerzają swoje horyzonty /nie tylko kasa i kasa/
Gratuluję fajnej podróży myślę,że mieliście większą frajdę niż np. pobyt na Majorce
Rewelacyjne zdjęcia zapierające dech w piersiach, głównie dzięki przedstawionej treści, jestem po przeczytaniu książki Bartka Sabeli "Może morze wróci" więc z tym większym zainteresowaniem czytalem