Z Karsu jedziemy do Dogubayazit. Na dworcu szybko szybko jesteśmy kierowani do właściwego busika, który jak się okazało wywozi nas do dworca pod miastem, gdzie po chwili podjeżdża właściwy autobus. A poniżej Pan z taaaką tubą 😉
Jedziemy wzdłuż granicy z Armenią. .
Widoki za oknem miejscami przypominają mi te z południa Uzbekistanu
Po drodze widać sporo wojska.
Ale widoki naprawdę cudne…
A ta góra – idealna do nauki chodzenia z mapą. Miała wyrysowane poziomice 😉
I wreszcie jest. Ararat. Robi wrażenie, bo wygląda potężnie. Jakby zawieszony wysoko na na niebie. 3-3,5 km wyżej niż my.
Po przesiadce w Idgir dojeżdżamy do Dogubayazit. W busie zagaduje nas lokales, który namawia nas na pewien hotel w miasteczku. Niby do takich propozycji trzeba podchodzić ostrożnie, ale zawsze przecież można pójść zobaczyć. Hotelik okazuje się być całkiem w porządku, niedrogi ( 50TL za 3 osobowy pokój ) i leżący obok głównej ulicy.
Jesteśmy w Kurdystanie. Przypomniał nam o tym wieczór w hotelu. Siedzieliśmy sobie w holu na parterze. W telewizorze Turcy grają z Azerbejdżanem. W holu siedzi kilku mężczyzn. Rozmawiają, pija herbatę. Nagle pada bramka dla Turków. Żadnej reakcji. Jak kto pił herbatę tak pije dalej, jak rozmawiał, to rozmawia dalej. Nit nawet nie spojrzał. Zapytałem, komu kibicują. „Nikomu”. Mocne. Potem jeszcze nauczyli nas kilku podstawowych słów po kurdyjsku, przydatnych w dalszej podróży.
Cóż… Bywa. Ale miejsce urzeka, głównie z uwagi na zacne położenie. Do tego te kolory…
Pałac wybudował w XVII wieku kurdyjski emir – Ishak Pasza.
Do dziś zachowały się mury, dachu brak ;-)A główne wrota można dziś oglądać w rosyjskim Ermitażu.
Widoki z okolic pałacu, a także z jego okien piękne, choć samego Araratu nie widać.
Z powrotem idziemy (5km) do miasta pieszo. Wylania się powoli Ararat.
Potem zatrzymała się ciężarówka i zabraliśmy się do miasta. Po drodze mijamy jednostkę wojskową ze stacjonującymi tu kilkunastoma czołgami. Wszystkie z widokiem na Ararat. Zdjęcia nie będzie, teren bardzo dobrze pilnowany.
A w Polsce akurat wybory były.. A tu plakat jak z z naszej kampanii wyborczej. Turcja w budowie 😉
A my na dworzec, by złapać coś do Vanu. Przed odjazdem można było zakupić chociażby pijawki, poniżej na zdjęciu widać sprzedawcę, niestety sobą zasłonił wielki słój z kilkudziesięcioma pijawkami. No nic.
Cz. I – Ani
Cz. II – Ararat
Cz. III – Van
Cz. IV – Hasankeyf
Cz. V – Mardin
Cz. VI – Diyarbakir
Cz. VII – Urfa
Cz. VIII – Kapadocja I
Cz. IX – Kapadocja II
Część X – Stambuł