Jesteśmy w Samarkandzie, największej perle Jedwabnego Szlaku w Azji Środkowej. Późny wieczów. Śpimy tam, gdzie byłem rok temu, czyli w hotelu Bahodir. Tanio, bo 7,5$ i dwieście metrów do Registanu. Zamiast spać, idziemy na nocny spacerek.
Registan, czyli jedyne takie miejsce w Azji. Plac i trzy ogromne, ustawione naprzeciw siebie medresy.
Napotykamy się na huczną procesję świetującą koniec ramadanu.
Rankiem, jeszcze przed wschodem słońca kolejny raz podchodzimy na Registan.
W witrynie zakładu fotograficznego same skarby
Podchodzimy pod mauzoleum Timura, czyli Gud-A-Mir. W przewodniku LP w rodziale poświęconym Samarkandzie pada pytanie: „Gdzie jest to stare miasto?” Faktycznie. COś tu nie gra. Okolice Registanu to szerokie ulice, deptaki, tereny zielone. A przecież tu powinno być staromiejska zabudowa. Wszystko się szybko wyjaśnia. Otóż przy renowacji centrum Samarkandy ot tak wyburzono hektary starej zabudowy, a resztę miasta, z tą prawdziwą, starą zabudową zasłonięto i oddzielono wysokim murem. Smutne to.
Samo mauzoleum pierwszorzędne. Kolorystyka, detale, wzornictwo.
Idziemy w stronę bazaru, po drodze kolejny raz Registan.
Na bazarze można oglądać, próbować, kupować do woli. Kupujemy kiszone warzywa, dość pikantne. Przekupki wesołe, chętne do rozmowy i zdjęć. Ceny wyższe niż w Bucharze i Chiwie, która ja się okazuje była najtańsza.
Szeroli wybór czapek
i sukien ślubnych.
CI chłopcy bardzo prosili by im zrobić zdjęcie. Pozowali przy tym śmiertelnie poważnie 😉
Obok bazaru wielki meczet Bibi-Khanym
I jeszcze jeden meczet – Hazrat-Hizr
Na miesjcu można sobie zamówić od ręki pamiątkę.
Droga wiedzie nas ku stolicy.