24 sierpnia 2012
Dzień 16. Kirgistan. Osz.
Rano okazuje się, że te krzaki to całkiem wyrośnięte konopie. Ale w sumie czemu się dziwić. Jesteśmy w Osz, które uchodzi bardzo ważny punkt na trasie przerzutu narkotyków z Afganistanu. Kiedyś główny szlak prowadził przez Iran i Turcję. Potem Chomeini przepędził szacha i uszczelnił granice i rozpadł się Związek Radziecki, co otworzyło nowe możliwości przemytnicze.
Nad miastem góruje ostre wzniesienie zwane Tronem Mahometa
Osz to także jeden z największych bazarów w Azji Środkowej. Bardzo chaotyczny, ciężko się w nim odnaleźć. Nietrudno zauważyć, że spora częśc bazaru jest zniszczona, widać ślady ognia. Dwa lata temu Kirgizi pogonili z bazaru i miasta Uzbeków. Sytuacja etniczna w całej Azji Środkowej jest napięta. Wywodzi się to jeszcze z czasów ZSRR, kiedy to wyznaczono granice republik nie licząc się względami narodowościowymi. Stąd Tadżycy zamieszkujący połuydniowo-wschodnią część Uzbekistanu, Uzbecy mieszkający w częsci Doliny Fergańskiej należącej już do Kirgizji. I ci Uzbecy. mieszkający tu od setek lat zostali ostatnio znów wyrzuceni z miasta. Pewnie za dobrze im się wiodło, uchodzą za pracowitych i dobrych kupców.
Nie zabawiamy w Osz długo, dwie godziny później wsiadamy do auta i jedziemy w góry! Mijamy stada owiec, koi i krów.
Pierwsza przełęcz – 2389m.
Typowo sowieckie widoki. Barakowozy, będące schronieniem dla pasterzy, zamiast jurt. Przygnębiający widok.
Podczas postoju na zrobienie zdjęcia. bo ładnie….
Zatrzymuje się samochód, wysiada starsze małżeństwo.Pytają: kto, skąd, dokąd. Zostajemy obdarowani reklamówką moreli.
Mijamy po drodze Czerwone Góry 😉
Druga przełęcz już poważna, bo 3450m. Widoki średnie, pogoda się popsuła. No i zimno! Poniżej 10 stopni. To jakaś odmiana po 40 stopniach na uzbeckiej pustyni. Na przełęczy wita nas dwójka małych dzieci na osiołku.
Zjeżdzamy w dół do Sary-Tash /3100/.
Planowaliśmy tam większe zakupy. Nic z tego. Mieścina okazuje się być malutka, w żadnym sklepie nie ma chleba.vTylko wódka i cukierki. W knajpce wybór niewielki. Zjadamy manti, czyli pierogi z baraniną, bardzo podobne do gruzińskich chinkali.
Jesteśmy w Dolinie Ałajskiej. Płaska, długa na dwieście, szeroka na kilkanaście kilometrów. Pamir od południa, Góry Ałajskie od południa.
Tam gdzieś w chmurach Pik Lenina.
Okazuje się, ze Kirgizi ani myślą schodzić z konia 😉
Na drodze spotykamy Bułgara z autem 4×4. Przyjechał tu z trzema kolegami, są już w podróży kilka miesięcy. Wspinają się czasem na jakieś góry. Byli na Elbrusie, potem w Sajanach, a teraz są w Pamirze. Koledzy poszli na Pika. On nie, bo ma skręconą nogę. Dojeżdżamy po ciemku do bazy, która znajduje się na wysokości 3650m