Chiwa była pierwszym większym miastem na trasie naszej podróży po Uzbekistanie. Większym, choć najmniejszym z trzech ( Chiwa, Buchara i Samarkanda). Wyróżnia się na plus zdecydowanie zwartą zabudową starego miasta zwanego Ichon Qala otoczonego wysokimi murami ulepionymi z gliny. Samo miasto, wedle legendy, zalożone przez Chama, syna Noego, pochodzi najprawdopodobniej z 8 wieku i przez setki lat najbardziej było znane z największego w Azji Środkowej targu niewolników.
Tyle historii. dojechaliśmy tam koło południa, słońce świeciło dość mocno, powoli już zaczynało się robić ciepło.Względnie szybko znaleźliśmy hotel, z radością zrzuciliśmy plecaki i udaliśmy się na spacer po mieście.
na początku wszystko urzekało, olśniewało. To było nasze pierwsze zetknięcie z tutejszą, jakże oryginalną, architekturą. Weszliśmy do pierwszej medresy ( teologiczna szkoła muzułmańska ) i już było fajnie 😉
W przewodniku doczytaliśmy się, że ten nieszczęsny i znudzony wielbłąd o imieniu Katia to jedna z większych atrakcji (!!!) miasta, gdzie równie znudzeni turyści robią sobie pamiątkowe zdjęcia. Chyba nie był to jeszcze sezon (ufff…), bo turystów prawie nie było i Katia leżała dość bezczynnie.
Doszliśmy do bramy zachodniej, w pobliże minaretu Kalta Minor, chyba najbardziej charakterystycznej budowli Chiwy. Budowę rozpoczął Chan Mohammed Amin w 1851 roku. Jak głosi legenda, chan chciał zbudować minaret tak wysoki, by zobaczyć z niego cała drogę do Buchary. Niestety, główny pomysłodawca i inwestor zmarł po 4 latach i budowla do dziś pozostaje nieukończona.
Wielka zielona kopuła Mauzoleum Mahmuda Pahlavona, patrona miasta, słynnego poety, filozofa i …. zapaśnika z 14 wieku. A minaret, to Islom-Hoja – najwyższy minaret w całym Uzbekistanie – 57 metrów.
Spacerując po uliczkach starego miasta można spotkać także kobiety tkające dywany z jedwabiu.
Doszliśmy pod minaret – Islom-Hoja i zachciało nam się pójść na górę. Kobieta na dole długo nas ostrzegała, że ciemno i niebezpiecznie, związała mi nawet nogawki spodni. Ale poszliśmy. Faktycznie. Była to dość wymagająca wspinaczka, schody wyślizgane, wąskie i dość strome – ok 40 cm i do tego przez pierwsze 15 metrów szło się w zupełnych ciemnościach. Ekscytujące wrażenie. Widok ze szczytu po urokach wejścia i perspektywie zejścia- już tak nie powalał 😉
Zbliżał się wieczór, słońce już zaczęło dawać całkiem miłe światło, toteż poszliśmy na mury i ich zachodnią stronę.
Szukaliśmy takiego charakterystycznego miejsca, skąd widok na mury miasta o zachodzie słońca jest najlepszy. Zobaczyłem kiedyś takie zdjęcie i w sumie było oną inspiracją by tu przyjechać. Przyjechać i zrobić takie zdjęcie. 😉
Okazało się, że to miejsce znajduje się na terenie twierdzy, a ta od godziny 17:30 była zamknięta.
Zrobiliśmy rundkę wzdłuż murów, było i tak bardzo zajmująco.
Poszliśmy negocjować otwarcie punktu widokowego w twierdzy, zostaliśmy odesłani do posterunku policji. Tam po długich rozmowach niestety nie udało się przekonać policjantów by nam pomogli. Koniecznie wspomnieć muszę o policji. Niesamowicie uczynna, uprzejma i uśmiechnięta. Oni naprawdę chcieli nam pomóc, dzwonili do kogoś o pozwolenie, trwało to sporo. a mogli po prostu powiedzieć nie i już. Daliśmy wreszcie za wygraną, jeszcze spojrzenie na medresę Chana Mohammeda Rakhima lezącą naprzeciwko twierdzy (Kuhna Ark)
Wyszliśmy przez mury, slońce właśnie zachodziło…
W pewnym momencie biegnie do mnie Kaśka, macha ręką i każe biec, bo przyszli policjanci i chcą nas zaprowadzić na punkt widokowy. Cóż za nieoczekiwany zwrot akcji. Biegniemy zatem, otwieranie trochę trwa, jeszcze jakieś rozmowy telefoniczne i jesteśmy. Niestety 5 minut po zachodzie słońca. Widać tak było to nam pisane. 😉 Widok i kadr dokładnie ten wymarzony, ale światło, no cóż…
Potem był mecz tenisa stołowego Bartka z miejscowym talentem, skończony sprawiedliwym remisem i kolacja – a w zasadzie obiad – czyli zupa, szaszłyki i piwo.
W nocy niestety stare miasto jest praktycznie nieoświetlone, więc tylko jedno zdjęcie
A rankiem, o 6:30 czas wstawać. Piękna pogoda i czas na szybki obchód znanych już miejsc, tylko przy wschodzącym słońcu. Tu brama wschodnia.
Minaret Islom-Hoja w otoczeniu całkiem sporej ilości linii elektrycznych ( żeby nie odnieść wrażenia że tam jest wszystko piękne 😉
A tu już bez drutów
Ostatnie zdjęcie – minaret Kalna Minor i Kuhna Ark.
Część I – Mojnak, czyli Centrum Niczego
Część II – Ayaz Qala – na pustyni
Część III – Chiwa – Jedwabnym szlakiem I
Część IV – Buchara – Jedwabnym szlakiem II
Część V – Langar
Część VI – Na południe
Część VII – Termez, czyli witamy w Azji
Część VIII – Nocnym pociągiem aż do końca świata
Część IX – Dolina Fergańska
Część X – Samarkanda – Jedwabnym szlakiem III
1 thoughts on “[uzbekistan] Chiwa – Jedwabnym Szlakiem cz. I”
Niesamowite zdiecia… Fajna opoweisc… Musze tam sie wybrac!