Dzień dwudziesty siódmy – Chandragiri czyli widok na 7 i pół ośmiotysięcznika.
17 listopada 2019
Kathmandu – Chandragiri
Pachnie już końcem wyjazdu. Część ekipy wyjeżdza dziś wieczorem, reszta jutro rano. Przed południem kolejny spacer po Thamelu, kolejne podejście do ostatnich zakupów. Nie mogę jednak przejść obojętnie obok hasła reklamującego Thamel zaplecionego w setki kabli.
Lubię tak sobie podglądać codzienne zwykłe życie, które dzieje sie na ulicy.
O 11 meldujemy sie przed pałacem królewskim. Tyle razy w Kathmandu byliśmy, a pałacu jeszcze nie widzieliśmy. Przed wejściem kolejka. Kupujemy bilety po 500 rs (4,5$) i niespodzianka. Aby wejść na teren pałacu należy oddać w zasadzie wszystko. Plecaki, torebki, aparaty, telefony. Można mieć tylko małą butelkę z wodą. Do tego jeszcze kontrola jak na lotnisku i dopiero możemy wejść do środka. Aż się zaczęliśmy zastanawiać co tam jest tak cennego, że wprowadzono takie obostrzenia. Sam pałac został zbudowany przez króla Mahendrę w latach sześdziesiątych ubiegłego wieku na miejscu starszej budowli. Architektura łączy wschodnie korzenie z nowoczesną powojenną światową architekturą. Bryła dość spokojna i wyważona z górującym przekryciem środkowej części w kształcie pagody.
Wchodzimy do środka. Wpierw sala przyjęć, gdzie można podziwiać wyprawione skóry dwóch tygrysów upolowanych przez Mahendrę i jego syna, poźniejszego króla Birendrę. Posuwamy się ściśle wytyczoną drogą zwiedzania. Wnętrza owszem ciekawe, ale szybko sie nudzi oglądanie kolejnych sal: wypoczynkowych, gościnnych , sypialnych. Na ścianach zdjęcia króla Birendry z gośćmi, którzy odwiedzali go w Pałacy Królewskim. Jest królowa Zjednoczonego Królestwa Elżbieta II, premier Margaret Thatcher ale też rumuński władca absolutny Nicolae Ceaușescu. W pałacu mijamy pełno głośnych szkolnych wycieczek. Dzieci oglądaja z przejęciem miejsce w którym mieszkał król. Właśnie, Nepalczycy gromadnie zaglądaja tu, by móc w końcu zobaczyć jak żyli przez lata ich władcy. Miejsce dla nich przez wieki niedostępne, owiane tajemnicą, z narosłymi przez lata legendami. Ze schematu monotonii kolejnych sal wyłamuje sie imponująca sala tronowa. Jest ogromna, ze zwijającym z sufitu masywnym żyrandolem. Jednakże najciekawsze przed nami. Historia nepalskiej monarchii ma swój niedległy tragiczny koniec. W 2001 roku następca tronu, książe Dipendra zabił z broni automatycznej dziewięć osób, w tym swego ojca, króla Birendrę, matkę, siostrę, brata, wuja i dwie ciotki. Na koniec popełnił samobójstwo. Prawdopodobną przyczyną był brak zgody rodziny na jego małżeństwo ze swoją wybranką. Nowym władcą został brat króla Birendry, książę Gyanendra. Tragedia rodziny królewskiej była początkiem końca nepalskiej monarchi. Gyanendra nie cieszył się zbytnią sympatią. Był obwiniany o spowowanie masakry. A jedynym argumentem na poparcie tej dość niedorzecznej tezy było to, że to on właśnie na tym zyskał najwięcej. Nasilające się protesty w kraju, upadek zaufania do instytucji monarchii i problem z panoszącą się w górach partyzantką maosistowską spowodowały ustąpienie króla. W2008 roku parlament oficjalnie zniósł monarchię i ustanowił republikę.
Po południu wybraliśmy się taksówką do Chandragiri. Wyczytałem kiedyś, że niedaleko Kathmandu zbudowano kolejkę górską. Sprawdziłem na serwisie obserwacyjnym, że można zobaczyć z tego miejsca siedem ośmiotysięczników. No to lepszej zachęty nie potrzebuję. Upewniliśmy się, że jest dobra widocznośc i jedziemy. Po 40 minutach jesteśmy pod dolna stacją kolejki. Pozbywamy się 22$ ( niby dużo…) i po chwili już suniemy ponad miasto. Z dołu nie widać żadnego szczytu, trochę nas to martwi. Ale to ponoć kwestia wiszącego nad miastem smogu. W pewnym momencie wyjeżdżamy ponad poziom chmur i coś zaczyna widać! Wychodzimy z kolejki i nie wierzymy własnemu szczęściu. Wszystko widać! Wszystko. A w dole wielkie ginące w chmurach a raczej w smogu Kathmandu. Widać Mount Everest /8848m/ i Lhotse /8516m/
Płaski jak stół wierzchołek Cho Oyu/8201m/W dole Kathmandu, wielki cień naszej góry i wianuszek gór na horyzoncie.Całości obrazu dopełniały chmury, zakrywające całą południową stronę i zatrzymujące się na naszej grani. Shisha Pangma /8013m/- jedyny leżący w cąłości ośmiotysięcznik w granicach Tybetu.Grupa Ganesh Himal. Na wschodzie Dhaulagiri /8167m/ – widać tylko boczny grzbiet i Annapurna /8091m/ Znów Everest i Lhotse.
Ciekawe jest to, że nie widzimy tu praktycznie żadnych zachodnich turystów. Sami Nepalczycy i Hindusi. Dziwne, bo to to idealne miejsce na zakończenie wyjazdu wszelkich grup trekingowych. Nie wiem, może jeszcze nie jest to zbyt znane? W kazym razie jadąc tu mieliśmy obawy, że będzie tu dziki i głośny tłum. A tu cicho i spokojnie. Można stać i się zachwycać. Znów Dhaulagiri i Annapurna
Warto było pojechać tam porą bliską zachodowi słońca. Dzięki czemu można widzieć całą tę panoramę w kolorach czerwieni i pomarańczu. Widać Mount Everest /8848m/ i Lhotse /8516m/
A jeszcze był i malutki czubek Makalu, a także kawałek ledwie widocznego grzbietu Manaslu, choć sam szczyt przesłania Himalchuli. Mamy możliwość oglądania przelewających się chmur przez grzbiet, poswietlanych przez nisko już zawieszone słońce. Poezja… Tak, to było dobrze wydane 22$. I idealne miejsce na koniec wyjazdu.
Sumując. Pięknie widać Everest, Lhotse, Cho Oyu, Annapurnę, Dhaulagiri i Shishe Pangmę. Do tego jeszcze maleńki czubek Makalu. I kawałek masywu Manaslu. Jakby nie liczyć to widać siedem i pół ośmiotysięcznika 😉
Ściemnia się już i możemy wracać.
2 thoughts on “[Dziki Wschód Nepalu]. Dzień dwudziesty siódmy – Chandragiri czyli widok na 7 i pół ośmiotysięcznika.”
Thanks on your marvelous posting! I quite enjoyed reading
it, you could be a great author. I will make sure to bookmark your blog and definitely will come back at some point.
I want to encourage you to continue your great writing, have a
nice day!
thank you for a nice words 😉