13 listopada 2019
Khebang /1850m/ – Khapu Khola /1100m/ – Ilam /1200m/
Dziś już ostatni, osiemnasty dzień treku. Czujemy, że nam już zdecydowanie to wystarcza. Poranek przepiękny.
Słońce nieśmiało wychyla się znad horyzontu i oświetla wszystkie okoliczne góry.Zbieramy się powoli. Oglądam za dnia interesujące dekoracje naszego pokoju. Z jakimże gustem zostął urządzony… Po śniadaniu robimy pamiątkowe zdjęcia z gospodynią. I zaczynamy zejście. Początkowo droga prowadzi trawersem wcinając się w bardzo strome zbocze. Jest wręcz przepadziście. I oczywiście widokowo. Podziwiamy wszędzie widoczne tarasy uprawne. Ileż to trzeba było włożyć pracy by je zbudować. Ile pracy wymaga utrzymanie tegoż i uprawa zbóż. Ścieżka jest bardzo widokowa. Zatem tempo nie jest zbyt szybkie. Zdjęcia, kontemplacja widoków. To musi trwać. Nasze zbocze jest bardzo strome. Niekiedy ścieżka opada kilkudziesięciometrową przepaścią. Trzeba patrzeć pod nogi jak się idzie. Przy spadającym bocznym grzbiecie widzimy pojedyncze domostwo. Ależ widokowa miejscówka… Nie możemy oderwać oczu od tarasów. Właśnie w najlepsze trwa pora kwitnienia wilczoleczu nadobnego, bardziej znanego jako gwiazda betlejemska. U nas to roślina doniczkowa, tu zaś jest to sporej wielkości krzew.
Przekraczamy grzbiet. Ale widoki bez zmian. Pola uprawne…Ścieżka miast schodzić złośliwie pnie się jeszcze w górę. W dole dostrzegam wielki rozpięty pomiędzy dwoma zboczami most wiszący. A tam gdzieś za kolejna górą już nasza dziesiejsza meta. Przechodzimy przez pierwszą dziś wioskę. Jest okazja na kilka fajnych zdjęć. Zwłaszcza, że ludzie sami chętnie pozują. Opuszczamy wioskę i teraz czeka nas strome zejście do samej rzeki.Dopiero dziesiąta, a słońce poczyna sobie już bezlitośnie.Przysiadamy na chwilę przez niewielkim domem, pod jedynem cieniem w okolicy.Kontytuujemy zejście. Zakosami po schodach. Wróciły bananowce. Znaczy jesteśmy naprawdę bardzo nisko.Dochodzimy do małej wioski położonej dośc malowniczo, bo przy zejściu się dwóch rzek. Z jednego miejsca rozchodzą się dwa mosty.I znów piękne twarze do zdjęć. Przechodzimy na drugą stronę. I przed nami ostatnie podejście w pełnym słońcu.
Niby mamy schodzić w dół, a tymczasem pół godziny idziemy w palącym słońcu pod górę. Ach ten Nepal…Przerwa. Podziwiamy połączenie tradycji ( strzecha ) z nowoczesnością ( panel słoneczny )W końcu dochodzimy do przełączki, gdzie odpoczywamy w cieniu pobliskiego sklepiku. I ostatnie zejście.Jeszcze chwila…Przekraczamy ostatni most. Za nim jest już Khapu Khola. Tam już czeka na nas auto.Khapu Khola oczywiście pokazała się nam po 5 minutach pięcia się w górę. Doszliśmy! Tak oto kończy się nasz trek. Osiemnaście dni przez dziki nepalski wschód. Zrzucamy plecaki. Można zdjąć buty i założyć lekkie sandały. Co za ulga!Miejscowi się przyglądają, a my pakujemy plecaki na jeepa. Tym razem placimy za dwa niewykorzystane miejsca, więc może nikt się już nie dosiądzie. A kasa kierowcy musi się zgadzać. Z początku droga w dość opłakanym stanie, tempo rzadko przekracza 15 km/h. Potem już troche lepiej. W pewnym momencie widzimy z tyłu żegnającego się z nami Jannu-sza.Wysiadamy z auta na szybką sesję zdjęciową. Ależ to jest widokowa góra…Jedziemy powoli, droga nie jest zbyt w dobrym stanie. Aby do asfaltu.Zjechaliśmy do mostu, przejeżdżamy przez rzekę i jeszcze gorszą drogą wspinamy się na przeciwległe zbocze. Po drodze widzimy pomnik i jego budowniczego.
W końcu dojeżdżamy do asfaltu. Jest już po 14-tej. Oj, chyba przed nocą nie zajedziemy… Stajemy na obiad w tej samej miejscowości co poprzednio. Tym razem ceny nam sie bardzo podobają. Jak tu tanio!
Słońce się już chyli ku zachodowi . W dole lśni się zabudowa Phidim.
Zrobiło się już ciemno. A my dalej jedziemy. Kolejne setki zakrętów. Do Ilam dojeżdżamy bardzo późno, gdzieś koło 21. Okazuje się, że nie jest łatwo o miejsce w hotelu. Dopiero w trzecim są miejsca. Zamawiamy jeszcze kolację. Czekamy długo, ale warto. Pięknie wygląda i smakuje nienajgorzej.
Chwilę potem już w łóżkach. Dzisiejszy dzień dał nam w kość. Spać.