15 lipca 2023
Dzień dwunasty
Markowe Szczawiny – Abrahamów
Pobudka klasycznie, bo o 5:30. I jak się okazało, to w zasadzie wszyscy już byli na nogach. O 6 rano schronisko w kilka minut zapełniło się nadciągającą falą turystów wracających ze wschodu na Babiej. 100? 200? Zrobiło się tłoczno i gwarno. No to nie pozostało nic innego jak ruszyć w drogę.
Dziś trasa wydawała się dość przyjemna, początek płajem omijającym Małą Babią Górę. Żegnam się z parkiem narodowym i po krótkim podejściu Mędralowa.Z każdą godziną słońce operowało coraz mocniej i zabierało siły. Powoli, lecz systematycznie. Pilsko rosło w oczach.Na Mędralowej można było znaleźć przykład turystyki kolekcjonerskiej. Korona Beskidu Żywieckiego. Ależ to brzmi! Najbardziej urzekała tabliczka wykonana metodą chałupniczą..Na trasie kolejna baza, tym razem jednak nie chciało mi się podejść te kilkaset metrów. Ławeczka ze stolikiem przy szlaku była wystarczająco wygodna. Za bazą podejście na Jaworzynę. Pilsko coraz bliżej.Wypatrywałem przełęczy Glinne, ale grzbiet ciągnął się i ciągnął.W końcu jest!
Przełęcz jak przełęcz, ale wystarczyło podejść 300 metrów by trafić na słowacki sklep. Ten niewielki dystans to nic w porównaniu z możliwymi korzyściami. Zimna kofola i woda znacząco poprawiła morale.
Siły wróciły i bardzo dobrze, bo właśnie zaczynało się długie podejście na Halę Miziową. Tak się jakoś złożyło, że nigdy tym szlakiem nie podchodziłem. Była sobota, toteż ludzi na szlaku dużo.A samo podejście całkiem przyjemne..I jet Hala Miziowa. Do schroniska nie zaglądam, tylko krótka przerwa z widokiem na Babią Górę.Od tego miejsca niestety zaczęło rządzić słońce a cień stał się rarytasem. Przemierzałem dobrze mi znane szlaki, choć najczęściej chodziłem tędy zimą. Na Rysiance piękny widok i dziki tłum. Uroki wakacyjnego weekendu.No ale trzeba bło trochę posiedzieć i odpocząć. Zwłaszcza, że już te 30 km w nogach było.Tatry, Mala Fatra, Pilsko. Gdzie nie odwrócić głowę tam widoki.Dalsza droga prowadziła w stronę Romanki i też tędy nigdy nie miałem przyjemności iść. Początek, w okolicy przełęczy Pawlusia przepiękny. Fakt, że miękkie światło chylącego się w kierunku horyzontu słońca pomogło, ale było tu tak.. połoninnie…Widoki po horyzont.Aż się nie chciało stąd ruszać.Ale to były dobre złego początki. Zejście trawersem omijającym Romanke straszne. Słońce, stojące powietrze. Noga za nogą. Dopiero w okolicy Slowianki droga weszła w cień i od razu odżyłem. Abrahamów – fajne miejsce. Skromne, ale jest wszystko. Bardzo mila właścicielka, pyszne leczo i tani, naprawdę tani bufet. Polecam. A sam chętnie tu jeszcze kiedyś wrócę.No i nagroda po całym ciężkim dniu. I w takich okolicznościach przyrody…
Dziś 42,4 km, 1530 metrów w górę i 1920 w dół. Jeszcze niecałe 60 do końca…
dzień 12/14; kilometry 451/513