9 lipca 2023
Dzień szósty
Kąty – Regietów
Pomny wczorajszego ukropu wyszedłem o 5:35. Trzeba było ruszyć się z tego doła, czyli najniższego punktu na trasie.
Początek prowadził widokowym grzbietem oświetlonym przez wschodzące słońce. Jeszcze można było cieszyć się chłodem poranka. Ładnie, ładnie, ale już wyrastał przede mną zalesiony masyw Kamienia. Minąłem granicę Magurskiego Parku Narodowego i zaczął się las i dość intensywne, muszę przyznać, podejście.GSB na tym odcinku prowadzi cały czas zalesionym grzbietem. Trochę nuda, zwłaszcza, że główną atrakcją Beskidu Niskiego są doliny i dawne powsia. No, ale dolinami już wszędzie chodziłem, a czerwonym szlakiem na tym odcinku raczej nie. W międzyczasie zaliczyłem podejście na Kolanin. Okryte złą sławą jednego z najcięższych podejść na trasie GSB. Chyba jednak na wyrost. Owszem, było strome i sztywne. Ale dość krótkie. W każdym razie kwadrans przed dziewiątą stałem już na wierzchołku Kolanina.Za Kolaninem spotkałem pierwszych dziś turystów idących w przeciwną stronę. Na przełęczy Ostrzysz widzę bardzo ładną wiatkę postawioną przez Magurski Park Narodowy. Ładna, owszem. Szkoda tylko, że oficjalnie nie można w niej spać.Szlak powoli piął się w kierunku Świeżowej. Łagodnie, ciekawym bukowym lasem.No w sumie ładna ta Magura Wątkowska. Za Świeżową na przełęczy kolejna wiata. A potem obchodząc Kornuty trafiam na punkt widokowy poniżej Magury. Zobaczyłem widok z tego miejsca i trochę śmiechłem, bo panorama na tabliczce sugerowała rozległe widoki. Tymczasem rzeczywistość była zgoła odmienna. Zza drew ledwo było widać cokolwiek. Może zimą…
Zszedłem na przełęcz Majdan, chciałem wybrać opcję starego szlaku przez błoto i bacówkę. A tu niespodzianka. Na przełęczy oznaczenia z nowego przebiegu a w terenie przywrócono stary szlak. Błoto było, ale dało je się spokojnie przejść bez brudzenia butów. I tak oto trafiłem do jedynego obecnie schroniska PTTK w całym Beskidzie Niskim. Znanego zwłaszcza z humorów chatkowego 😉 Tym razem jednak trafiłem dobrze i dało się nawet co nieco kupić. Dalsza droga, choć w dół niestety prowadziła w słońcu. Wypatrywałem każdego cienia. A tego był spory deficyt. Jedyne chwilowe ochłodzenie miałem jak na szlaku znalazłem tablicę by zdjąć narty. Hmnn… Minąłem Wołowiec. Było gorąco, ale zarzuciłem pomysł podejścia pod cerkiew i zrobienia sobie większego odpoczynku. Cóż, jeszcze kawał dziś do przejścia. I chyba mnie pokarało, bo przed Krzywą zorientowałem się, że nie idę szlakiem, a jakąś drogą leśną. Powrót do szlaku wymagał cofnięcia się 500-600m. No nie. Ściąłem więc do jara, pokrzaczylem nieco intensywnie, ale udało się wrócić na szlak bez nakładania drogi.
Wyszedłem na drogę koło Krzywej i musiałem odpocząć. byłem ledwo żyw.
Dopiero po 30 minutach zebrałem się i przelazłem przez Popowe Wierchy. W Zdyni był dylemat. Ścinać od razu na Rotundę czy zajść pod sklep, bo może czynny. Wybrałem nadzieję sklepu i to była dobra decyzja. Zakupiłem dwie butelki, usiadłem i zacząłem pić. Poleżałem z godzinę, ale w końcu trzeba było ruszyć na Rotundę. Ostatnie podejście na dziś, ale takie konkretne, bo 300 metrów. Podejście poszło jakoś szybko i po godzinie byłem na szczycie. A że Rotunda to jeden z najciekawszych szczytów na trasie całego GSB, to chwilę tu posiedziałem. Cmentarz z pierwszej wojny światowej zaprojektowany przez Dusana Jurkovicza uchodzi za jeden z najładniejszych. Niedawno udało się zakończyć trwającą długie lata renowację tego pięknego miejsca. Zachwyca.
Jeszcze 30 minut stromego zejścia i znalazłem się w sennej bazie namiotowej warszawskiego SKPB.
Dzisiejsze statystyki: 42,9 km – 1720 metrów górę i 1490 w dół. Oj, niemało…
dzień 6/14; kilometry 219/513