25 czerwca 2012.
Wanla – Hanupatta
Ruszyliśmy z rana. Dziś dość długi etap, powoli cały czas pod górę. Idziemy szeroką doliną monotonnie w górę rzeki. Pogoda niespecjalna. Chmury, zasłaniające co ciekawsze wyższe góry, chłodno.
Na naszej trasie od kliku lat budowana jest droga. Można założyć, że zbudowano ją już na niecałej połowie długości Szlaku. Tym lepiej, że idziemy właśnie tedy, bo za kilka lat ten piękny szlak może wyglądać zupełnie inaczej.
Pogoda pogodą, ale widoki i tak potrafią ucieszyć oczy.
Spotykamy samotnie idącą nasza trasą dziewczynę z Litwy. Idzie z małym plecaczkiem, takim co się laptopa nosi. Parę rzeczy ze sobą i idzie. Jesteśmy pod wrażeniem. Chociaż niekoniecznie pozytywnym. Samemu w takie góry, jeszcze przed sezonem i do tego na trasie gdzie trudno liczyć, że wszędzie da się znaleźć nocleg i posiłek. Ale ponieważ idziemy w tą sama stronę, idziemy razem.
Po jakiś 8 kilometrach pierwsza wioska na trasie Phanjila. Wysokość 3300m. Znajdujemy tu przydrożną restauracyjkę. Herbatka, momosy, siedzimy sobie ciesząc się chwilowym odpoczynkiem. Ruszamy dalej.
Dolina powoli staje się kanionem. Robi się wąsko, ściany coraz bardziej pionowe i wyższe.
I po dojściu pod sam początek wąwozu przykra niespodzianka. Deszcz. Mamy szczęście, bo jak zaczęło padać to akurat mijamy kolibę. Jest całkiem obszerna, mieścimy się wszyscy i nikt nie moknie.
Ponieważ deszcz nie chce przestać padać to trzeba ruszać.
Wąwóz jest fantastyczny, pomimo deszczu padającego nam na głowę. Ta pionowa ścianka miała kilkaset metrów wysokości.
Droga oczywiście nowa, czasem widać ścieżkę pnącą się drugą strona potoku.
A to tablica informacyjna budowy naszej drogi.
Rzekę przechodzimy przez naturalnie utworzony most skalny.
Szliśmy i szliśmy. Coraz wyżej, coraz zimniej. Deszcz nas nie opuszczał. Zrobiło się bardzo zimno. Temperatura sięgała 2-3 stopni, do tego silny wiatr i deszcz ze śniegiem. Poezja. Minęliśmy wioskę Hanupatta (3800m), gdzie została nasza Litwinka, szukając noclegu i kolacji po ludziach. Bo żadnego hoteliku nie było. Nic to pozostały nam namioty, zresztą nie mieliśmy wyjścia. Nasi poganiacze z osłami już dawno na umówionym miejscu na nocleg godzinę nad wsią. To była bardzo długa godzina. Doszliśmy jak zaczęło się ściemniać. Byliśmy przemoczeni i przemarznięci. No i głodni 😉 I stał się cud. Przestało padać w momencie jak zaczęliśmy rozkładać namioty. Nocleg wypadł nam na około 3950m. Po godzinie zobaczyliśmy kawałek gór rozświetlony przez słońce. Niesamowite, choć trwało to chwilę.
Herbatka i do śpiwora.
Dzień 1. Warszawa – Leh
Dzień 2. Leh – Hemis – Thiksey – Leh
Dzień 3. Leh – Khardung La – Diskit – Turtuk
Dzień 4. Turtuk – Hunder – Diskit – Panamik
Dzień 5. Panamik – Pangong Tso
Dzień 6 Pangong Tso – Leh
Dzień 7 Leh – Lamayuru
Dzień 8 Lamayuru
Dzień 9 Lamayuru – Wanla
Dzień 10 Wanla – Hanupatta
Dzień 11 Hanupatta – Photaksar
Dzień 12 Photaksar – Senggi La BC
Dzień 13 Senggi La BC – Gongma
Dzień 14 Gongma – Hanuma La BC
Dzień 15. Hanuma La – Omang
Dzień 16. Omang – Hanumil
Dzień 17. Hanumil – Padum
Dzień 18. Padum – Parkachik
Dzień 19. Parkachik – Kargil
Dzień 22. Leh – Karzok
Dzień 23. Karzok – 5200m
Dzień 24. 5200m – Changpa
Dzień 25. Changpa – Pangunagu
Dzień 26. Pangunagu – Leh