Latino – cz. 48
2-3 października 2014
Irlandia czyli powroty do domu nie zawsze najkrótszą drogą wiodą.
Kolejnym dniem była sobota. Pojechaliśmy w stronę parku narodowego Connemara. Pogoda z rana, zupełnie nieirlandzka. Słońce, błękitne niebo. Ciepło.
Jechaliśmy podziwiając górzysty krajobraz. Droga wiła się pomiędzy kolejnymi grzbietami mijając to z lewej to z prawej strony kolejne jezioro. Zatrzymaliśmy się w Kylemore Abbey, mieszczące opactwo z końca XIX wieku. Ładnie położone, nad niewielkim jeziorem. W tle piękne, zielone, góry.
Wnętrza nie oferują jakiś specjalnym wrażeń. Ale samo położenie i możliwość spokojnego spaceru po okolicy jest wystarczająco przyjemna, by uznać przyjazd tu za dobry pomysł.
Całość, zarówno same opactwo jak i leżący nieopodal kościół, zbudowana jest w stylu neogotyckim.
Nie da się ukryć, zasiedzieliśmy się w tym miejscu. Na wyjściu okazało się, że jest już na tyle późno, że trzeba wracać. W drodze powrotnej wstąpiliśmy do Galway, które okazało się być dość interesującym miastem. Było już ciemno, zaczął padać deszcz. Ale główny miejski deptak zastaliśmy wypełniony przez spragnionych weekendowej rozrywki. Aż chciałoby się zostać tu dłużej. Ale porywisty zimny wiatr i zacinający deszcz skłoniły nas, by niebawem wrócić do auta i do ciepłego domu w Ennis.
cz. 8 – Ollantaytambo czyli najdrozszy pociąg świata
cz. 13 – Wyspa Amantani czyli z wizytą u Pachamamy
cz. 14 – Uros czyli wyspa ktora umie pływać
cz. 21 – Kordyliera czyli spacer z widokiem na góry – dzień 2