Latino – cz. 42
25 września 2014
Kanion Colca czyli rzut oka z góry.
Wracamy południową stroną kanionu drogą którą kilka dni temu przyjechaliśmy. Z okien możemy podziwiać kanion w całej swej bezspornej urodzie. Po drodze mijamy kilka punktów widokowych. W końcu, za ręcznie wykutym w skale tunelem stajemy na jednym z nich. Można wspiąć się na pobliską skałę i się zachwycić widokiem. Widać głęboki na tysiąc metrów w dół kanion. W tym miejscu zbocza nie są już tak strome. W dole widać wioski, drogi, a także wijące się wzdłuż kanionu tarasowe pola uprawne.
A teraz postój w niewielkiej wiosce Maca. Stajemy przy targu, bo to był zapewne główny powód dla którego tu zatrzymaliśmy. Targ mijamy lekko beznamiętnym spojrzeniem. Wszystko tutaj jest skrojone dla masowej turystyki. Można kupić sobie dowolną pamiątkę z Peru lub zrobić zdjęcie z lamą czy z bliżej nieidentyfikowanym ptakiem drapieżnym.
Tuż obok znajdował się niepozorny kościół. Z zewnątrz typowy dla tych okolic. Barokowy w bryle, kamienny, pomalowany na biało.
Wchodzimy do środka i zaskoczenie. Jak tu pięknie. Wnętrze wypełnione światłem skrywa kilka misternie zdobionych drewnianych ołtarzy. Naprawdę jest co podziwiać.
Kolejnym punktem programu jest kąpiel w gorących źródłach. Mieliśmy w pamięci naszą kąpiel podczas wycieczki po bezdrożach Boliwii I perspektywa moczenia się w ciepłej wodzie, gdy na zewnątrz jest ok. 25 stopni i słońca, wydała się nam mało pociągająca. Ponieważ kilka osób z naszego busa jednak poszło zażyć tej przyjemności, mieliśmy godzinę na nic nierobienie. Przyłożyliśmy się do tego zajęcia i faktycznie. Godzina minęła nam na błogim odpoczynku.
Wróciliśmy do Chiway. Tu w planie był obiad. Firma zawiozła nas pod restaurację, która obsługiwała chyba wszystkie takie wycieczki jak nasza. Szwedzki stół, dużo dań do wyboru. I cena – 25 soli. Podziękowaliśmy grzecznie i udaliśmy się do centrum miasteczka w poszukiwaniu miejscowej jadłodajni. Szybką taka znajdujemy. Menu jest proste. Jest jeden zestaw obiadowy. Zupa i drugie danie za 7 soli. Porcje duże, wychodzimy po kilkunastu minutach wyraźnie najedzeni i zadowoleni. Pozostała nam już tylko droga powrotna do Arequipy. Bus wspina się powoli po serpentynach w stronę przełęczy. W końcu jesteśmy. Wysokość 4950 metrów npm. Po wyjściu z busa uderza w nas lodowaty wiatr. Oj, zimno. Znajduje się tu punkt widokowy. Gdzie nie spojrzeć – wulkan. Na południowym wschodzie w oddali widać Chachani i El Misti, które tak pięknie prezentują się z Arequipy.
Oczywiście nie może zabraknąć kilku stoisk z pamiątkami.
Szybko wracamy do busa. Wiatr wychładza bardzo szybko, temperatura pewnie gdzieś koło zera. Zwariować można. Godzinę wcześniej upał, teraz mróz, za godzinę pewnie znów nas słońce dopadnie. Zjeżdżamy w stronę Arequipy. Po lewej stronie przez długi czas widzimy rozległy masyw Chachani. Tak, to będzie nasz cel na jutro.
cz. 8 – Ollantaytambo czyli najdrozszy pociąg świata
cz. 13 – Wyspa Amantani czyli z wizytą u Pachamamy
cz. 14 – Uros czyli wyspa ktora umie pływać
cz. 21 – Kordyliera czyli spacer z widokiem na góry – dzień 2