Latino – cz. 28
17 września 2014
Salar de Uyuni cz.2 czyli o wpływie kaktusów i soli na zdrowie psychiczne
Kaktusy są olbrzymie. Niektóre mają więcej niż 10 metrów. Kolce długie na kilkanaście centymetrów. Twarde i niezwykle ostre. Toteż nie zalecałbym przytulania się do takiego, uroczego skądinąd, kaktusa.
Z każdym krokiem jesteśmy coraz wyżej. Znacząco poprawia się perspektywa. Widać coraz więcej i naprawdę może się w głowie zakręcić od niezwykłości tego widoku. Trochę takie nierealne to wszystko. Wielka biała płaszczyzna, gdzieniegdzie kropki wysepek, na horyzoncie daleko widać góry. Nad nimi błękitne niebo z rozlewającymi się białymi chmurkami. A na pierwszym planie ogromne kaktusy, rozsiane po całej wyspie. Wszystko oblane rażącym oczy światłem, odbijającym się od soli.
Podejścia nie ma końca. Jednak nie spieszymy się. Mamy cała wyspę dla siebie. Jedyną oznaką cywilizacji są nasze dwa auta stojące gdzieś tam nisko, przy brzegu.
W oddali, na północy, nie da się nie zauważyć wulkanu Tunupa. Odległy od naszej wyspy o jakieś 50 kilometrów. Mierzy 5430 metrów npm. I ponoć można na niego wejść bez wielkich problemów. Nie licząc zapewne wpływu wysokości.
Przestrzeń pod nami jest niesamowita. Czasem tylko jakaś kropka przesuwa się powoli po białej płaszczyźnie. Tą kropką są, jak się dobrze przyjrzeć, samochody
W końcu udało się wejść na szczyt. Całe 110 metrów powyżej poziomu jeziora. Teraz już widać w dowolnie wybranym kierunku.
Czasem się wydaje,że jestem ponad chmurami. Że stoję tak i podziwiam wystające najwyższe okoliczne szczyty.
Czas było się zbierać na dół.
W każdym razie sól dostępna jest od ręki. Szczyptą, kilogramami, tonami…
Jak doszliśmy do samochodów, czekała na nas niespodzianka. Obiad. To nic, że już zimny, bo przyszliśmy mocno spóźnieni. Były ziemniaki, wielki kotlet, gotowane warzywa i cola. Do tego na deser owoce. Rozpusta. Kotlet co prawda był bardziej do żucia niż do jedzenia, ale i tak mozna było się nasycić. Ileż w końcu można żyć widokami.
Po obiedzie należało się położyć. Zwłaszcza w tak zacnych okolicznościach.
Nie trwało to długo. Jakaś siła, zapewne powiązana z obiadem i zalegającą solą powodowała chęć na mniej lub większe wyskoki. Zacząłem sam.
Ale szybko okazało się to zaraźliwe.
By przejść w stan pandemii.
Może to nie tylko kwestia soli, może też jakiś wpływ miały na to tysiące kaktusów. W każdym razie zabawa rozpętała się na dobre…
W końcu zostaliśmy zagonieni do aut, przed nami jeszcze przecież mnóstwo atrakcji. Opuszczaliśmy wyspę w przekonaniu, że to było najciekawsze i kumulujące najwięcej doznań i zachwytów miejsce. O święta naiwności… 😉 cdn
cz. 8 – Ollantaytambo czyli najdrozszy pociąg świata
cz. 13 – Wyspa Amantani czyli z wizytą u Pachamamy
cz. 14 – Uros czyli wyspa ktora umie pływać
cz. 21 – Kordyliera czyli spacer z widokiem na góry – dzień 2