29-30 maja 2014
Essaouira
Dawno, dawno temu byłem już Maroku. Trafiłem tu tak trochę przypadkiem i było to największe odkrycie wyjazdu. Chciałem tu zajechać ponownie, zwłaszcza, że było po drodze. Trafiliśmy tu wieczorem. Najciekawsze jest oczywiście Stare Miasto otoczone wysokimi murami obronnymi, przylegające do portu i oceanu. W hotelu, do którego się udaliśmy, nie było miejsc. Nie byłto wielki problem, bo właściciel miał znajomego, co wynajmował pokoje zaraz obok, po sąsiedzku. Ładne miejsce z pięknym tarasem z widokiem 😉
W mieście, na głównych uliczkach, wieczorem jest gwarno. Mnóstwo otwartych restauracji czekających na turystów. Dobra kuchnia, głównie oparta na tym co przyniesie ocean. Świeże ryby, owoce morza. Nic tylko siąść i próbować. Było późno i nie było czasu szukać czegoś dla miejscowych, zapewne było poza murami miasta. Zjedliśmy. Smacznie i niedrogo. O dziwo.
Rano rozejrzeliśmy się po mieście. Essouira to kolory: biały i niebieski. Choć zaniedbane, czasem odstręczajaco brudne, miasto jednak przyciąga i z łatwością mozna się nim zachwycić.
Tak włócząc się wczesnym rankiem po pustych uliczkach doszliśy w końcu do placu przy porcie.
Dziś nie był dzień na połowy. Wszystkie łodzie zostały w porcie. Może dzięki temu port wyglądał bardziej malowniczo 😉
Miasto wpisane jest na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Kolorystyka miasta jest naprawdę przestrzegana. Nawet reklama coca-coki była niebieska 😉
Zbieramy się do auta, przed nami ostatni punkt programu – Marakesz.