Dziś z berlińskiego muru i DDR-u zrobiono kolejna atrakcje turystyczną. Choć chyba na poziomie cepelii.
Muzeum muru mieści się przy dawnym przejściu granicznym zwanym Charlie checkpoint. Wokół rozbawieni tyryści, którzy za kilka euro robią sobie zdjęcie z przebierańcem w stroju amerykańskiego żołnierza.
Obrazu dopełniają Turcy sprzedający „pamiątki” po czasach zimnej wojny. Głównie te wschodnie.
Choć zupełnie nie wiem czemu Bob Marley zasłużył na sąsiedztwo pamiątek po komunistach 😉
Do tego oczywiście nieśmiertelne trabanty. W wersji safari, kabrio, limuzyna. Cóż, wszystko przecież można sprzedać.
Na szczęście można pójść nieco dalej i zaczyna to już jakoś wyglądać. Tak… jakoś codziennie i zwyczajnie. I co najbardziej zmuszające do refleksji.
Po murze zostało najczęściej tyle. Zszyte miasto.
Czasem kawałki muru można spotkać w miejscach już zupełnie odmienionych – tu Plac Poczdamski. I pasuje to znakomicie 😉
Na koniec odwiedziny w West Gallery. Czyli długi, ponad kilometrowy odcinek muru pełen graffiti powstałych jednak już po zjednoczeniu Niemiec.Bardzo ciekawe miejsce.