30 października 2007
Monjo /2700m/ – Lukla /2840m/
Ostatni dziś w górach. Jakoś jednak chce się wracać. Mijam te same wioski co dwa tygodnie temu. Tym razem łatwiej, bo minimalnie w dół. Trzeba szybko iść do Lukli. Mamy co prawda wykupione bilety, ale niezależnie jaki byłby termin odlotu, trzeba na lotnisku potwierdzić swój lot dzień wcześniej. A jak wiadomo, chętnych jest bardzo dużo, a samolotów mało, warto uczynić to jak najwcześniej, by nie zostac przymusowo dzień, dwa więcej. Bywały lata, że w przypadku złej pogody, ludzie czekali tu 7-10 dni! A do tego wielki zdesperowany tłum, któremu przepadają bilety do Europy… 😉
My mieliśmy więcej szczęścia. Któtko po południu, po pokonaniu ostatniego podejścia jesteśmy w Lukli.
Widać, że mamy tu cywilizację 😉
Dochodzimy do lotniska. Od lat uchodzi za jedno z najbardziej niebezpiecznych na świecie. Nie dziwimy się specjalnie. Kilkusetmetrowy pas startowy, nachylony pod sporym kątem, kończący się kilkusetmetrową przepaścią. Mocne. Przy czym start jest dość bezpieczny, z reguły problemy bywają przy lądowaniu z uwagi na zmienną pogodę i chmury często zalegające w dolinie.
Mamy okazję obserwować przylot i odlot rejsowego samolotu. Pilotowi udaje się trafić w pas i posadzić maszynę.
Kołuje na plac przy pasie startowym. Po chwili otwierają się drzwi, zaczynają wysiadać pasażerowie, równocześnie ich bagaże są wypakowywane. I jeszcze wszyscy nie wyszli, jeszcze wszystkie bagaże nie opuściły luku bagażowego, już czeka obok wózek z nowymi bagażami, czekają też przy schodkach pasażerowie do lotu. Wszyscy wsiedli, drzwi zamknięte.
I od razu startuje. Całość od lądowania do startu nie zajęła więcej jak 5 minut.
Potwierdzamy nasz jutrzejszy lot. Jak tylko będzie pogoda to lecimy. Na lotnisku stoi waga bagażowa. Chyba popsuta, bo pokazuje, że ważę 8 kg mniej niż przed wyjazdem. Cóż. niezły pomysł na wczasy odchudzające. Rafał też gdzieś tyle zgubił. Wieczór kończymy piwem Everest, w końcu można się napić i uczcić kończący się właśnie trek. Trzy tygodnie….
Dziś 13 km 550m w górę, 500m w dół.
A przez 21 dni nazbierało się 263 kilometry w poziomie, 14350m w górę i 13900m w dół.