Taksówka dowiozła nas do Ghuzar, gdzie mieliśmy szukać autobusu do Termezu. Ledwo wysiedliśmy od razu przy nas stanęło kilkanaście osób i każda pytała się gdzie chcemy jechać i co chcemy robić. Zrobiło się w końcu tak zwyczajnie azjatycko. Lekki chaos, opalone, śniade twarze, wszyscy w tradycyjnych strojach, głośno się przekrzykujący i machający rękami. W końcu Azja! 😉
Ceny taksówki do Termezu były w granicach 100$, co było przynajmniej kilka razy za dużo, oczywiście żaden autobus już miał nie jechać. Nasz gospodarz, Tura, uprzedzał nas, że autobusów może być mało i poradził byśmy w razie czego podjechali do kolejnej miejscowości, gdyż tam znacząco miało być łatwiej o autobus.
I znaleźliśmy auto, którym tam pojechaliśmy. A za oknem widoki! Zupełnie odmienne, pełne egzotyki, no i góry! Zdjęcia oczywiście robione przez brudną szybę.
Przez szybę też się da trochę zobaczyć 😉
Dojechaliśmy do miasta, którego obecnie nazwy nie mogę odnaleźć na mapie. Malutkie, główna droga, przy niej sklepy, samochody, czajchany. No po prostu raj. Wysiedliśmy i z plecakami zalegliśmy w chajchanie. Szaszłyki, zupa i oczywiście herbata. Autobus ponoć miał być za godzinę.
Przy ulicy stało dużo samochodów, z których oczywiście każdy mógłby zawieźć cię tam gdzie zechcesz. Kwestia ceny 😉 Właśnie. Uzbekistan to kraj marki Daewoo. Matizy na krótkie trasy, Nexie na dłuższe 9 to już był najwyższy standard!) i busiki Damasy, mieszczące ok 6-8 osób. na zdjęciu poniżej widać kilka Damasów, których jak przypuszczaliśmy musi być więcej niźli ludzi w Uzbekistanie 😉 Są wszędzie.
Siedząc tak sobie mogliśmy przyjrzeć się ludziom i życiu z dala od szlaków turystycznych.
Wzbudzaliśmy oczywiście niemała sensacje, wypytywano nas skąd jesteśmy, co tu robimy. I oczywiście standardowe pytanie o żonę i dzieci. 😉
Ludzie byli bardzo życzliwi, otwarci i ciekawi. Zaproszono nas do stolika, na stole pojawiły się szaszłyki i sałatka i poczęstowano nas wódką. Dyskretnie nalewaną pod stolikiem z dzbanka do czarek w których pije się herbatę. Żyć nie umierać!
Ludzie sami prosili by zrobić im zdjęcia, także nam robiono takowe, najczęściej komórkami 😉
W końcu udało się wytargować dobrą cenę i pojechaliśmy Nexią do Termezu. Znów widoki po drodze nie pozwalały zasnąć.
Tak, to był hit dnia. Lokomotywa na szczycie góry w charakterze pomnika.
I koniec podróży. Termez.
A jak było w Termezie, o tym w następnym odcinku 😉
Część I – Mojnak, czyli Centrum Niczego
Część II – Ayaz Qala – na pustyni
Część III – Chiwa – Jedwabnym szlakiem I
Część IV – Buchara – Jedwabnym szlakiem II
Część V – Langar
Część VI – Na południe
Część VII – Termez, czyli witamy w Azji
Część VIII – Nocnym pociągiem aż do końca świata
Część IX – Dolina Fergańska
Część X – Samarkanda – Jedwabnym szlakiem III