Dzień drugi – Kathmandu czyli szykujemy się na trek
22.04.2024
Kathmandu
Nie tak łatwo wstać o rozsądnej godzinie na drugi dzień. Pobudka o 8, zatem o 4 naszego czasu. Brrr… Dziś w planie głównie załatwianie spraw z trekiem, jakieś zakupy, a i starczy czasu na spacer do na wzgórze Swayambu.
Ale wpierw spacer po mieście. Przejść, poprzyglądać się ludziom, coś też kupić.
Pierwsze co kupiłem to były oczywiście somosy. Czyli smażóne na głebokim tłuszczu pierożki z warzywnym lekko pikantnym farszem. Mniam!I tak wcinając somoska można było kontynuować spacer.
Z agencją większość spraw udało się załatwić droga mailowo. Nie było zresztą tego dużo. W zasadzie zorganizowali nam tylko przewodnika, tragarza i bilety na autobus. Pozwolenia i opłaty za wstęp do parku narodowego Samarghata będą załatwiane i oplacane już na miejscu. Odwiedziliśmy także pocztę. Kartki z łatwością mogliśmy kupić na Thamelu, ale znaczki były już pewnym problemem, a skoro poczta jest niedaleko od hotelu, to zaszliśmy.
– poproszę 9 znaczków do Polski
– Polska? Nie mam takiego kraju na liście. Tam nie wysyłamy.
Trzeba przyznać, że sytuacja była absurdalna. Poczta Nepalska widać przeszła jakieś śmiałe reformy i postanowiła wysyłać korespondencję do tylko do wybranych państw. W Europie lista obejmowała 12 państw. I chociaż było to tak absurdalne, że wręcz nierealne to jednak zasiało ziarno wątpliwości. Bo o ile z każdego wyjazdu kartki prędzej czy później kartki dochodziły, to rok temu, gdy znajomi wysłali kartki to te do Polski nie doszły w komplecie, zaś te wysłane do Niemiec dotarły do celu. Ja znaczki kupiłem, bo ładne był, ale postanowiłem wysłać je z Polski albo wręcz dostarczyć je osobiście.
Po południu wybraliśmy się na spacer na wzgórze Swayambhu. Mieści się tam bardzo znana i ładna świątynia buddyjska. A samo miejsce słynie z pięknych widoków na miasto i niezliczonych ilości małp biegających wszędzie dookoła. Stąd też Swayambhunath nazywana jest często świątynią małp.Zaraz po przekroczeniu mostu widzimy zgromadzoną grupę ludzi. Rozemocjonowani, żywo gestykulują i gapią się na motocyklistę w kasku. Okazuje się, że najprawdziwszy wąż zawinął się wokół koła motocykla. No i problem. Akcja trwała kilkanaście minut. Węża udało się wyplątać z koła i po długich i ostrożnych manewrach zapakować do wielkiego worka. Nie mam pojęcia co to za wąż, ale sądząc z emocji jakie w tłumie to wywoływało i wielkiego respektu motocyklisty musiał być groźny i jadowity.A niedługo potem stajemy przed bramą prowadzącą do świątyni. Teraz jeszcze mozolna wspinaczka po 365 schodach i jesteśmy!
Lubię tu przychodzić. Blisko od Thamelu, a w nagrodę można mieć chociażby taki piękny widok na miasto. W panoramie króluje odbudowana po trzęsieniu ziemi wieża Dharahara.Swayambhunath to jedno z najważniejszych miejsc do których przychodzą buddyjscy pielgrzymi z Nepalu i Tybetu. Ważniejsza i wiesza od niej jest tylko Boudha, położona we wschodniej części miasta. Oczywiście nie może zabraknąć małp. Przy czym zalecana jest ostrożność, bo te potrafią skoczyć na człowieka albo zabrać mu jakiś drobny plecak czy saszetkę. Wszystko oczywiście w poszukiwaniu jedzenia.
Ze Swayambhunath wróciliśmy taksówką. Po raz pierwszy użyliśmy aplikacji. Coś w stylu Ubera. Czasy łupienia przez taksówkarzy chyba odchodzą. Teraz wystarczy zamówić taksówkę przez aplikację, choć chyba najprostszym pomysłem jest wziąć dowolną taksówkę i znając ceną z aplikacji wiadomo do ilu można się targować.
Dziś ostatni wieczór przed trekiem. Znaleźliśmy skelp z chipsami. Akurat na imprezę ;-).W pozukiwaniu kolacji udaliśmy się plac Chhetrapati. Z naszego hotelu to ledwie 100 metrów. Za placem kończy się Thamel a zaczyna zwykłe miasto, zatem tam szukamy jakiegoś baru z szybkim żarciem. Od razu wpadamy na lokal serwujący pierożki momo. Gotowe do podania w kilkanaście sekund. Kuszą przy wejściu unoszącą się parą nad wielką tacą momosów. Do wyboru z nadzieniem mięsnym i warzywnym. Lokal wybitnie lokalny, bardzo prosty wystrój, ale miejscowych sporo, Żadnych turystów. I już mamy kolację…
Momosy były bardzo dobre, ale tuż obok trwała produkcja świeżych chlebków roti. No grzechem byłoby przejść obok nich obojętnie…
Najedzeni wracamy do hotelu. Zakupy poczynione. Jeszcze ostatnie pakowanie i wydzielenie rzeczy, które zostają w hotelu. Czas spać, jutro pobudka o jakieś barbarzyńskiej porze…