Dzień szósty. Skardu czyli dzień świstaka. 10 lipca 2018 r.
Pobudka. Piękne widoki z balkonu o poranku prześliczne. Śniadanie jajka, tosty, ciapaty. Wychodzę z hotelu przespacerować się po mieście. Zatłoczona, gwarna ulica. Mam wrażenie, że już to przerabiałem. I to nie dalej jak wczoraj. No tak. Dziś drugi, dodatkowy dzień w Skardu.
Planów na dziś nie ma żadnych. Może poza odwiedzeniem fortu wieczorem. Zatem najciekawiej jest w centrum. Bazar, stadion, sklepy.
Dzień mijał na spacerowaniu, pisaniu kartek, odwiedzeniu poczty, kupowaniu pamiątek do domu. Przez cały dzień udało sie nam spotkać zaledwie kilku turystów, w tym dwójkę Polaków. Nie zapomnieliśmy o forcie. Pomni wczorajszego zbyt późnego wyjścia tym razem ruszamy znacznie wcześniej. Podejście krótkie acz forsowne. Przy bramie drobna opłata za wstęp. Przeciskamy się przez niewielki otwór w bramie i jesteśmy w forcie nazywanym Kharpocho. Zbudowany w XVI wieku na zboczu skalistej góry leżącej pomiędzy miastem a Indusem. Dziś to już ruina i wspomnienie dawnej świetności. Zostały same mury i ślady ścian wewnątrz. Ale warto tu się wdrapać z uwagi na rozległy widok na Skardu, Indus i góry dookoła. Czasu jest dużo, Można zrobić sesję… Słońce powoli zachodzi. Można w ciszy usiąść i nic nie robić. Tylko patrzeć. Nie dało się uciec z myślami przed czekajacą nas przygodą. Cały czas ma nadzieję, że rano wszystko będzie gotowe i ruszymy.
W hotelu czeka na nas dobra wiadomość. Armia pakistańska się ulitowała i dostaliśmy pozwolenie. Zatem rano ruszamy! W końcu!