Dzień dwudziesty piąty – Kathmandu czyli oswajamy się z cywilizacją.
15 listopada 2019
Kathmandu
Wczesnym rankiem po niespecjalnie przespanej nocy znaleźliśmy się na Thamelu. W naszym hotelu nie było miejsca, więc jeszcze wczoraj zarezerwowałem noclegi w pobliskim Khangshar Guest House. Mam do tego miejsca sentyment, bo spałem w nim 2007 i 2010 roku. Od tego czasu hotel przeszedł całkiem udany remont. W pokojach jest czysto, łazienki nowiutkie, ciepła woda. Do tego obfite europejskie śniadanie. Wszystko za 5,5$ za noc od osoby. Rewelacja. Idziemy po depozyt do Yala Peak. Przydają się czyste ciuchy zostawione przed trekiem. Potem każdy z nas błąka się po Thamelu w poszukiwaniu jakiś zakupów. Koło południa wyruszamy w stronę Durbar Square.Po drodze odwiedzamy niewielką stupę schowaną na podwórku.
Lubię spacerować po Kathmandu. Zarówno po tym prawdziwym nepalskim mieście jak i po Thamelu, który właściwie jest zlepkiem wszystkiego co może się przydać każdemu turyście. Wąskie uliczki prowadzą ku głównemu placu stolicy.Po drodze tradycyjne widoki. Setki motocykli, kable, kolory.
Na plac wejście dla turystów kosztuje 1000 rs ( 9$). Bardzo dużo, zważywszy, że obecnie nie oferuje to miejsce adekwatnych porywających zabytków do oglądania. Durbar Square bardzo ucierpiał podczas ostatniego trzęsienia ziemi w 2015 roku. Zawaliło się kilka świątyń, bliski ruinie wydawął się też stary pałac królewski. Zatem znanym już skrótem przechodzę bocznymi uliczkami i liczę na to, że znów wejdę bez stosownej obowiązującej opłaty. Kilkanaście minut i jestem na placu.
Ze smutkiem zauważam, że przez ostatnie trzy lata nie zmieniło się tu zbyt wiele. Choć niby stoją rusztowania, to prace idą bardzo wolno. Tablica informacyjna głosi, że odbudowa finansowana jest przez Japończyków. Widzę ledwie kilku krzątających się robotników. W tym tempie to chyba jeszcze z dziesięć lat im to zajmie. Smutno to wygląda. A to przecież najważniejsze miejsce na mapie Kathmandu, stolicy Nepalu.
Zaglądam do stojącej w rogu placu Kumari Bahal, czyli domu żywej bogini. Kumari uważana jest za wcielenie dziewczynki – dziewicy. Właściwie każde większe miasto ma swoją Kumari, ale ponieważ jesteśmy w Kathmandu, to tutejsza nazywana jest królewską. Wybiera się ją z grona 4-5 letnich dziewczynek z możnych newarskich rodów. Mieszka w tym domu aż do czasu osiągnięcia dojrzałości. Potem opuszcza światynię z prawem do małżeństwa i dużym posagiem. Samo Kumari Bahal może zachwycić niezwykłym rzeźbionym drewnianym detalem wykonanym przez newarskich artystów. Prawie wszystkie świątynie w południ0wo-zachodniej stronie placu są niekończacej się odbudowie. Lepiej wygląda północna część placu. Tu zresztą znajdują sie najstarsze świątynie. Jagannath Mandir i Gopinath Mandit.
To miejsce zdecydowanie przypomina o klimacie starego Durbar Square. W cieniu świątyń jak zawsze siedzą mieszkańcy. Odpoczywają, rozmawiają, spoglądają na przechodniów. Ot zwykłe miejskie życie.
Nie sposób też nie zauważyć plaskorzeźby Kala Bhairav. jednego z wcieleń Sziwy. Przedstawiony jako postać z ośmioma rękami, w których trzyma sześć mieczy, tarczę i topór. Na szyi sznur z ludzkich czaszek. Wierni składają ofiary do misy w kształcie, a jakże, czaszki. Wedle wierzeń skłamanie w tym miejscu oznacza szybką i ciężką śmierć. Przyprowadzano tu kiedyś podejrzanych o różne niegodziwe czyny, by zaświadczali o swej niewinności. Nie przepadkiem do dziś naprzeciw znajduje się siedziwa policji.Najlepiej iść śladem miejscowych i usiąść sobie na schodkach któreś ze świątyń. I patrzeć, patrzeć…
Reszta dnia mija nam na zakupach, wizycie w agencji, odpoczynku, kolacji i degustacji miejscowych piw. Uroki cywilizacji…