Dzień pierwszy – Kathmandu czyli witamy w domu!
21.04.2024
Kathmandu
Myśląc o Himalajach od razu przychodzi nam do głowy Mount Everest. Trudno, żeby było inaczej. Są góry ładniejsze, są trudniejsze, ale wyższej nie ma. To symbol Himalajów, symbol Nepalu i najbardziej znana góra na świecie.
To będzie mój piąty wyjazd do Nepalu. Właśnie od trekkingu po Everest zacząłem swoja przygodę z Himalajami i po 17 latach zapragnąłem tu wrócić. Skonfrontować swoje wspomnienia z rzeczywistością, zobaczyć co się zmieniło no i przede wszystkim nasycić oczy TYMI widokami.
Dolot tradycyjnie w moim wydaniu nie jest prosty. Wpierw trzeba było dostać się do Katowic Stamtąd Wizzairem polecieliśmy do Abu Dhabi. Wylądowaliśmy ok. 20 miejscowego czasu. Po wyjściu z dworca złapaliśmy autobus do Dubaju. Po drodze objazdy i korki. Wszytko to z powodu powodzi. Tak, brzmi to dość absurdalnie (powódź na pustyni?), ale tak było. Kilka dni temu Dubaj nawiedziły rekordowe opady deszczu i część miasta znalazła się pod wodą. Przed północą kierowca wysadza nas w szeroko pojętym centrum. Metro już nie kursuje, ale przecież są taksówki. Problem jest tylko taki, że nie działają nasze karty sim i nie ma jak zamówić taksówkę. Chodzimy szukając wifi. W końcu udało się ręcznie zatrzymać przejeżdżające auto. Nie mamy miejscowej waluty, ale kierowca widać doświadczony w tej kwestii zawozi nas po drodze na stację benzynową, gdzie po prostu płacimy za jego tankowanie w kwocie wynegocjowanej za przejazd. Koniec końców jesteśmy na lotnisku w Dubaju. Spędzamy uroczą nockę na zatłoczonym lotnisku, by w końcu około 8 rano wystartować w kierunku Kathmandu.
Zmęczeni podróżą zasypiamy i czas do lądowania minął dość szybko.
I już nasze wytęsknione Kathmandu.
Po wylądowaniu zauważamy, że lotnisko uległo pewnej rozbudowie. Ale kocioł z taksówkarzami pod lotniskiem zawsze taki sam. Zachowujemy spokój, bo mamy ugadany transport z hotelu. Kierowca się znajduje, plecaki lądują w bagażniku i już śmigamy na Thamel do naszego hotelu.
Hotel ten sam co zawsze. Może to kwestia przyzwyczajenia, ale skoro jest dobry, tani, doskonale położony i sprawdzony, to po co szukać czego innego?
Jest późne popołudnie. Dziś w planie zasadniczo tylko odsypianie podróży. Wyskakujemy tyko do sklepu po wodę i jakieś drobiazgi. Z niejakim zdziwieniem widzę w sklepiku znajome logo. I nie był to efekt zmęczenia. To najprawdziwsza czekolada z Wedla. Dziwny jest ten świat…
Nie możemy tylko odmówić sobie wyjścia do znanej nam restauracji Mama Momo. Chyba zatęskniliśmy za pakorą i pierożkami momo…Niby smaczne, ale coś nam nie pasuje. Kiedyś było tu mniej ludzi, a i ceny jakby inne. W międzyczasie nasza mała knajpka trafiła na jakąś listę polecanych miejsc w Kathmandu. To sporo niestety tłumaczy. No nic, będziemy z radością szukać innej.
Kończymy dzień, trzeba odespać podróż…