8 września 2012.
Dzień 31. Naryn.
Noc zimna, rankiem wschód jakiś niewyraźny. Siedzimy jeszcze trochę z naszymi rowerzystami.
Cały czas nie mogę wyjść z podziwu dla Szwacjara. To jego rower. Bez przerzutek, przynajmniej dwudziestoletni. Da się 😉
Żegnamy się. Jeszcze ostatni widok na jezioro. Szkoda, że pogoda nie dopisała.
Zjeżdamy powolido Narynia po niekończących się serpentynach. Auto niedomaga, potrzebny będzie mechanik. Mamy tylko nadzieję, że dojedziemy do warsztatu.
Po drodze się rozpogadza. A jest co oglądać.
Zjechaliśy znów do doliny rzeki Naryń. Przejeżdżając widzimy pierwszy etap przygotowania kumysu 😉
Przy głównej drodze dziś odbywa się targ koni. Są i przedający i kupujący i zapewne wielu kibiców. Są jazdy próbne, pokazy umiejętności zarówno konia jak i jeźdźca.
Jeszcze kilkanaście kilometrów. Powinniśmi dojechać, choć rzęzi już mocno.
Na nocleg wyjeżdżamy kilkanaście kilometrów za Naryń.