9 września 2012.
Dzień 32. Ałtaj Terski.
Jest 9 września. To już miesiąc naszego wyjazdu. Szybko zleciało. Ranek wita nas piękną pogodą. Wokół góry i błękitne niebo.
Ruszamy zatem. Jedziemy szutrem, po drodze znów rowerzyści, a nawet pierwsi turyści plecakowi.
Przekraczamy rzekę Naryń i jedziemy wzdłuż jej dopływu, Kichi Naryń.
W napotkanej wiosce widać zaawansowane przygotowania do zimy 😉
Krajobrazy robia się takie swojskie tatrzańskie.
Pojaiwają się na drodze kirgiscy kowboje wraz z podopiecznymi. Stoimy.
Jedziemy cały czas doliną, czasem przekraczamy rzekę.
Mijakmy cmentarz.
Nagle nasza tarzańska dolina się kończy, powyżej teren zmienia się . Pojawia się wielka przestrzeń, zółć traw, błekit nieba. Krajobrazy iście tybetańskie. Po drodze i jurty i konie i bydło. Słońce cały czas pięknie świeci nad nami.
Jedziemy Doliną Archali.
W oddali widać szczyty Ałtaju Terskiego.
Kolejna „jurta”
Troche mylimy drogę, ale dzięki temu trafiamy do fantastycznej doliny Barkan. Te kolory….
Czasem warto się zgubić. Powinniśmy być po drugiej stronie rzeki, niestety ( stety?) nie ma mostu i jedizemy boczną doliną, która z każdym zakrętem jest coraz piękniejsza.
Napotykamy się na cmentarz. W tle kolorowe góry.
Jest most. Będzie jak wrócić do właściwej doliny.
Wokół wielka pustka i przestrzeń, ale i tak widzimy Kirgiza na koniu 😉
Dojeżdżamy do naszej doliny. Teraz już bez przeszkód w góre w kierunku przełęczy Tosor.
Czasem ktoś nam towarzyszy…
Droga robi się dość kiepska, tempo mocno spada.
Pojawiają się jaki, ale to już przecież ponad 3tys metrów. Oczywiście pojawiają się w dośc fotogenicznym momencie.
A dokładnie jacza rodzinka.
Wysokość 3400m. Jest jurta, są pastrze.
Słońce powoli chowa sie za góry. Końcowka trudna, pełno kamieni.