16.07.2021
Dzień piąty
Jawornik – Wahalowski Wierch – Czystogarb – Pasika – Kanasiówka – Kamień – Czeremcha
Dziś znów plany są spokojne, ale z takimi stopami nie ma co szaleć. Zatem zbieram się przed siódmą. I kiedy stoję w drzwiach niespodziewanie zaczyna padać. Nie trwa to na szczęście zbyt długo i po kilkunastu minutach wychodzę.
Uwielbiam te jawornickie łąki.Pod szczytem Wahalowskiego Wierchu znów na chwilę spotykam się z czerwonym szlakiem. A na szczycie oczywiście kolejna ławeczka. Zaczynam nabywać wrażenia, że idę szlakiem rzeszowskich ławeczek.Sprawnie przeszedłem przez Czystohorb i obieram kierunek na szlak graniczny, a dokładnie na Pasikę. Compass twiedzi, że jakaś droga powinna być, ale według mapy.cz wręcz przeciwnie. Niestety to Czesi mieli rację. Ledwo wszedłem do lasu droga zniknęła. Kilkanaście minut przedzierałem się wysokiej klasy chaszczem, głównie jeżynowym. Potem objawiła się droga. Nienajciekawsza, ale i tak cudna i wymarzona. Szczęście trwało 400m. Potem wróciłem do porządnego kursowego chaszczowania. W sandałach to już wyższy poziom udręki. Auć! Po drodze mijałem pozostałości umocnień z czasów I wojny światowej, aż w końcu wymęczony okrutnie wylazlem na Pasikę. Z wrażenia zatrzymałem się dopiero na pobliskiej Kanasiowce. Znów ławeczka!Było upalnie, choć szlak graniczny zapewnia dużą dawkę cienia. Zaraz za Kanasiówką widzę jakże przyjemną w takich okolicznościach tabliczkę. Niestety, jak się okazało po chwili, to był tylko przykład coś ciężkiego słowackiego poczucia humoru 😉 Ale mi nie było do śmiechu. Najbliższy sklep za kilka dni dopiero, choć cześć zakupów da się zrobić na stacji Orlenu w Barwinku.. Nie pozostaje mi nic innego jak dość monotonna wędrówka leśnym szlakiem granicznym. Czasem pojawiały się jakieś widoki…Potem zaczęło się robić tak jakoś… niegórsko. Niby idę grzbietem, głównym wododziałem karpackim, a tu płasko, jakieś łąki… Potem zrobił się z tego jakiś Poleski Park Narodowy ze swoimi torfowiskami i mokradłami.Naprawdę jestem na grzbiecie wododziałowym Bałtyku i Morza Czarnego? Mapa twierdzi, że to źródliska Jasiołki.
Przez szczyt przeleciałem niczym pociąg intercity. Nie ma ławeczki! A, w sumie prawdziwy szczyt jest kilkaset metrów od granicy, więc pewnie tam. Szybko i w podskokach spadam w kierunku Czeremchy. W międzyczasie burza poszła sobie gdzieś indziej.Na przełęczy nad Czeremchą jest i krzyż……jak i okolicznościowy Witacz.Usiadłem sobie w tych pięknym Witaczu i zaległem. Miałem chyba na dziś dość.Kieruje się ku jedynej chałupie w Czeremsze. Jeszcze kilka minut i już koniec na dziś. Ufff…
Tam czekał na mnie prawdziwy obiad, świeżo zakupiony chleb z jaśliskiej piekarni ( mmmm!!!) i inne wiktuały jak chociażby piwo. Życie jest piękne… Żeby jeszcze tę stopę dało się wymienić…
a dziś: 30,4km, 910m w górę, 920m w dół