18.07.2021
Dzień siódmy
Grab – Wyszowatka – Radocyna – Konieczna – Jaworzyna Konieczniańska – Wysowa Zdrój
Znowu jakoś się ciężko wstawało i zebrałem się do wyjścia około 7:20. Oddając klucze w pobliskim domu zapytałem się o sklep w Wyszowatce. Tak bardziej dla formalności, bo wiedziałem, że jest. Jednak miła kobieta uświadomiła mnie, że dziś niedziela. I że, sklep owszem będzie czynny, ale raczej po południu. Westchnąłem ciężko, na widok czego słyszę pytanie, co mi trzeba. Chleba? Odpowiedziałem, że właściwie to tylko butelki wody na trasę. Za chwilę widzę, jak wraca i w ręku trzyma butelkę Cisowianki. „Na pewno chleba nie potrzebujesz?” Dziękuję pięknie i ruszam. Do Wyszowatki asfalt, choć w końcowym odcinku nie było go widać z uwagi na wierzchnią warstwę krowiego łajna z wielu tutejszych obór.
A potem była już klasyczny beskidzki trakt.
Jestem już w dolinie rzeki Wisłoki. Mijam po prawej świeżo odnowiony cmentarz wojenny Nr 53 w dawnej wsi Długie.A za mostkiem nad Wisłoką już zaczyna się Radocyna.Zauważam, że pogoda dziś nieco inna, niby ciepło. Ale słońca nie widać. A Radocyna w sumie w każdych warunkach mże się podobać.Później obrałem kierunek na Konieczną i wszedłem na czarny szlak. To był błąd… Przez kolejne 2,5 kilometra walczyłem z błotem do kostek. Taki to urok Beskidu Niskiego…Na szczęście butów to błoto nie wciągnęło i wyszedłem na większe przestrzenie w Koniecznej.Na przełęczy przerwa. Dziś jest wyjątkowo parno i coś czuję, że będzie wesoło. Zaczynam słyszeć pierwsze pomrukiwania burzy. Mijam kolejny ładnie odnowiony cmentarz nr 64wKoniecznej-Beskidku.
Zaczyna się taniec z burzami. W drodze na Jaworzynę Konieczniańska okazuje się, że jestem w samym środku pomiędzy trzema burzami: ich środki są w Krynicy, Svidniku i Gorlicach… Nie wiem, stać czy czekać, przede mną przecież najwyższy w okolicy szczyt. Mam małe szanse, że ucieknę przed wszystkimi burzami…
Powoli idę i wyrasta przede mną ściana. To podejście to zasłużona klasyka podejść w Beskidzie Niskim. I dopada mnie pierwsza zlewa na tym wyjeździe. Akurat w środku ściany. Zanim jednak zdjąłem plecak, nałożyłem kurtkę i pokrowiec to przestało…I jest szczyt. I kolejna ławeczka… Niestety pozarastało bardzo i spektakularnych widoków brak.Cały czas czuje to nieszczęsne ścięgno. Ale będę się tym martwił w Wysowej. Tylko trzeba jeszcze tam dojść… Na przełęczy nad Regietowem po stronie słowackiej widzę fajną wiatę. No to kolejny postój…Jeszcze szybkie ostatnie podejście… Droga do Wysowej trochę się dłuży. W Wisłoczku jest tablica, żeby nie iść w stronę Rymanowa bo dalej tylko błoto i kuracjuszki. W sumie tu jakby podobnie…Już prawie Wysowa. Przy drodze widzę jurtę. Hmnn… To ja jednak, jak mogę wybrać, jurtę w Dolinie Ałajskiej. W końcu Wysowa. Znane uzdrowisko. Zaczynam zatem rehabilitację. Wpierw kolacja…Jeszcze trochę czasu zajmuje mi znalezienie noclegu. Okazało się, że nie było to takie proste. Niby uzdrowisko, a kwater bardzo mało.
Jutro dzień przerwy. Oby się poprawiło, bo z taką nogą nie ma sensu się zarzynać ;-/
A dziś było: 29,7km 920 w górę i 890 w dół