Dzień drugi
9 października 2016
Około pierwszej w nocy lądujemy w Doha. Środek nocy a temperatura na zewnątrz – 26 stopni. Mam wrażenie, że lotnisko ciągnie się kilometrami. W końcu znajdujemy pomieszczenie do odpoczynku. Oddzielne dla Pań i Panów. Miejsca do leżenia z początku wydają się całkiem wygodne. Niestety, już po godzinie dochodzę do wniosku, że jego kształt został specjalnie zaprojektowany, by dało się na tym wytrzymać góra kilka godzin. Z każdą kolejną upływającą godziną jest coraz gorzej, wszystko boli coraz bardziej. Teraz już marzę o zwykłej drewnianej ławie. I nie dziwi mnie fakt, że kilka osób w akcie desperacji położyło się obok tych superanatomicznych leżanek na twardej i zimnej podłodze. W końcu świta. Czuję się jak po ciężkiej imprezie. W sumie dwie noce nieomalże bez snu, czemu się zatem dziwić. Samolot dopiero o 14. Dużo czasu. Czas zabijamy na różne sposoby. Można na przykład pójść zwiedzić lotnisko. A w zasadzie to jest co.
W końcu doczekaliśmy do upragnionej godziny. Siedzimy w samolocie. A po starcie za oknem wspaniałości.
Dubaj
Pogranicze irańsko-pakistańskie
Indie.
Około 20 miejscowego czasu lądujemy w Kathmandu. Uff… Wita nas tradycyjnie tłoczna i duszna sala przylotów. Z godzinę zajmują formalności wizowe. Chwila niepewności i są także nasze bagaże. Teraz można już wyjść i łapać taksówkę do miasta. Taksówka z biura lotniska wydaje się być w cenie niewspółmiernej do rzeczywistości. Jest nas 9 osób. Skalkulowani zostaliśmy na trzy taksówki, policzone po cenie nocnej. E… Idziemy na zewnątrz coś poszukać. Rzecz z pozoru prosta. Ale to trzeba zobaczyć na własne oczy. Po wyjściu trafia się w szpaler setki głośno krzyczących i usilnie gestykulujących osób. I każda z nich już widzi nas w swojej taksówce. Odchodzimy trochę dalej i dajemy się zaczepić kolejnym chętnym. Zostajemy wciśnięci w dwie taksówki i cena zrobiła się już całkiem atrakcyjna – 2×6$ – i po chwili jedziemy do miasta. Kierowca absolutnie nie słyszał o hotelu w którym czekają nas nas Marcin z Moniką. Na nic próby wyjaśnienia gdzie to jest. Taksówkarze usiłują się naradzić, kończy się na tym, że nawiguję mojego szofera i po kilkunastu minutach szczęśliwie docieramy na miejsce. Hotel Yala Peak – środek Thamelu. Przyzwoite warunki za 5$ od osoby za noc. Jest dobrze. Jesteśmy w sumie ledwo żywi, ale nie możemy sobie odmówić nepalskiego piwa kupionego w sklepiku za rogiem.