Stambuł to początek i koniec naszej krótkiej niestety podróży do Turcji.
Lądowaliśmy od strony miasta, z pięknym widokiem na centrum miasta.
Tego wieczora czasu starczyło na znalezienie hotelu i krótki, spokojny spacer na plan Sultanahemed. Gdzie z jednej strony pięknie prezentuje się Hagia Sophia….
A z drugiej Błękitny Meczet.
Rankiem w wielkimi przygodami i takim szczęściem zdążyliśmy na samolot do Karsu. Po kilkunastu dniach, po objechaniu wschodniej Turcji wczesnym rankiem znów trafiamy do naszego hotelu. W planach mamy niecąłe dwa dni na wstępne zapoznanie się z miastem. Znów trafiamy na plac Sultanahmed. Jest jeszcze wcześnie, ludzi jeszcze niewiele.
Wchodzimy do Błękitnego Meczetu. Atmosfera jak na dworcu. Gwar, tłok, przepychanie się przy wejściu.
Wnętrze piękne.
Ale tłum odbierał cała radość i przyjemność.
Idziemy pod most Galata i wskakujemy do odpływającego statku, który oferował dwugodzinny rejs po cieśninie Bosfor. W końcu ciszej i spokojniej.
Nad nami most łączący Europę z Azją.
Wracamy do przystani.
Na moście Galata turystki 😉 …
i wędkarze.
Obok targ rybny. Śmierdzi, jak każdy dobry targ rybny.
Trafiamy w końcu do Hagia Sophia. usiłowaliśmy trafić w porę mniej turystyczną, ale to chyba niemożliwe ;-). Wstęp 8 euro.
Zbudowana 1500 lat temu. W pięć lat. Ahaaaa… 😉
Obiekty sakralne pozwiedzane, czas więc na Wielki Bazar. Szybko okazało się, że w części zadaszonej nie ma co robić. Wszystko pod turystów. Ceramika, lampy, herbaty, przyprawy, szale z paszminy, ceramika, pamiątki ze Stambułu,. przyprawy, lampy… wszystko się powtarza. Nuda. I cepelia.
Wyszliśmy zatem z postanowieniem, że jutro rano odwiedzimy taki prawdziwy targ.
Przed wieczorem udało się zobaczyć jeszcze Yerebatan Sarnici. Czyli cysternę bazylikową. Czyli dawniej użytkowany wielki podziemny zbiornik na wodę pitną.
Kto spojrzy meduzie prosto w oczy?
Warto przyjść. Cicho, spokojnie i ciekawie.
Rani idziemy na targ w okolicy dworca Sirkeci i mostu Galata.
I to jest taki targ jak trzeba. Z pijawkami leczniczymi chociażby…
Słodyczy mnóstwo.
I świeżo wyciskane soki z pomarańczy czy granatów. Chleb, kiszonki warzywne, sery, suszone owoce, przyprawy. I tłumy miejscowych. I to jest targ.
I to już koniec. Startujemy i do domu. Po drodze jeszcze niesamowity widok na tatry gdzieś znad Rumunii. Tak do 300 km będzie.
I to byłoby na tyle…
Cz. I – Ani
Cz. II – Ararat
Cz. III – Van
Cz. IV – Hasankeyf
Cz. V – Mardin
Cz. VI – Diyarbakir
Cz. VII – Urfa
Cz. VIII – Kapadocja I
Cz. IX – Kapadocja II
Część X – Stambuł