[zobaczyć k2] – Dzień szesnasty. Concordia czyli wakacje na dachu świata.

Posted on BLOG

Dzień szesnasty. Concordia czyli  wakacje na dachu świata.                                                                                                                                                         20 lipca 2018 r.

      Dziś dzień wolny. Dzień odpoczynku i najprawdziwszych wakacji. Jutro grupa podzieli się na dwie mniejsze i każda ruszy w swoją stronę. Jedni pójdą zdobyć przełęcz Gondogoro i przez Hushe wrócą do Skardu. A drudzy bedą mieli sposobność jeszcze raz przejść całe Baltoro, tym razem w drodze powrotnej.
Przełęcz leży na wysokości około 5700 metrów. Jej przejście uzależnione jest od warunków na trasie i pogody. Wiemy, że raki lub raczki są potrzebne. Lina niekoniecznie, Niewiele wiemy o szczegółach przejścia. Nasi przewodnicy są nad wyraz skąpi w udzielaniu sensownych informacji.  Właściwie tylko ja zostąłem niezdecydowany. Kilka osób nie idzie , bo taki plan mieli od początku, a kilka nie może bo rozsypały im się buty.  To prawdziwa plaga na wyjeździe. Z szesnastu osób czterem odpadły podeszwy. Misza dzielnie bawił się w szewca by jakoś zszyć linką buty z podeszwą. Na trochę to wystracza, ale często trzeba szycie powtarzać. A już tym bardziej nie da się w tych butach iść na wysoką przełęcz. Jej  podejście, co znamy z relacji, jest dość strome.
Po śniadaniu jest czas na  wstępne szkolenie z asekuracji podczas podchodzenia.  Radośi z tego jest wiele, humory dopisują.

      Dzień niby słoneczny, ale  chmury rzadko  odsłaniały najważniejsze szczyty. Najczęściej  zakrywała je cienka choć niewątpliwie złośliwa warstwa chmur.       Czasu dużo, tlenu mało, więc łatwo było  o wszelakie niespecjalnie  mądre pomysły. Ale zabawa przy tym jest doskonała.

      Ja tymczasem cały czas biję się z myśłami. Iść czy nie iść. Oszaleć można. Swierdzam w pewnym momencie, że idę, i tak się już przygotowywałem d o tego mentalnie. A po kilku godzinach zmieniam zdanie, potem znów. Za dużo czasu wolnego jest i za dużo sposobności na myślenie. W każdym razie najbardzej obawiam się jutrzejszego dnia. Z mapy wynika, że do Ali Campu jest tyle samo  drogi  co do bazy pod K2. Że dojdę padnięty i nie zdążę się zregenerować. Bo wyjście na przełęczz zaczyna się o 1 w nocy. Co oznacza pobudke o północy, zwinięcie namiotu, spakowanie. Bez sensu jakbym musiał wstrzymywać grupę. No nic, pomyślę jeszcze. Po południu swierdzam, że idę. Ulżyło mi i zaczynam się pakować.
Tymczasem miało się ku zachodowi. Chmury się rozeszły. K2 prezentował się bardzo, bardzo dobrze. Jednak sam zachód taki bez szału.           Co innego Gasherbrum IV.  Nie na darmo zwrócony jest do nas “Świetlistą Ścianą”. Tu chmur jest więcej, ale też więcej było kolorów i westchnięć podczas podziwiania.

      Krótko po zmroku widzę światło na ścianie K2, Umiejscowienie wskazuje, że to obóz II na drodze Basków. Zatem to Andrzej Bargiel w drodze na szczyt!

      Zrobiło sie ciemno, pokazały się gwiazdy. Ależ tu pięknie…      Wieczór spędzamy w  mesie na długiej rozmowie i kolejnych kubkach herbaty. Są też spiewy i zabawa z tragarzami.       Zauważamy też dwa światełka schodzące z Broad Peak. Bardzo bardzo wysoko, na pewno powyżej 7000 metrów.      Księzyc wyszedł zza Mitre Peak i oświetlił wszystko wokół.      Aż szkoda było się kłaść, taka piękna noc. Ostatnia na Concordii.

Już po północy. Trzeba sie kłaść. A ja znów zmieniłem decyzję.  Nie idę. Dziwne, jeszcze większa ulga. Zasypiam spokojnie.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

CAPTCHA. Wykonaj poniższe działanie *