5 lipca 2023
Dzień pierwszy
Smerek – Cisna
Ciężko się rano wstawało, choć nie było tak źle jak się wczoraj obawiałem. Długo się zbierałem i gdzieś około 7:00 wyszedłem na trasę. Od razu w górę. Pora wczesna, ale szybko pozbyłem się resztek snu. Na lekko błotnistej ścieżce zauważyłem całkiem świeże ślady niedźwiedzia. Okazało się, że nie tylko ja chodzę tą ścieżką. Chwilę w głowie kotuje się sporo myśli. Odczekałem kilka minut i cóż, ruszyłem dalej.
Szło się dobrze, niedźwiedzia na szczęście brak, za to pod oznaczeniem czerwonego szlaku pojawiła się sugestia, by zwiększyć tempo 😉Uff, już Fereczata, zasadniczo główne podejście zrobione. W nagrodę jakieś pierwsze widoki. Na górze parno, gorąco i nie ma czym oddychać.
O dziwo nie jestem tu sam, minąłem już kilku piechurów. W tym jednego z podobnym planem do mojego, czyli cały GSB. Dość płaski grzbiet wyprowadza mnie na granicę polsko-słowacką. Ale granicą idę ledwie kilka minut, na szczycie Okrąglika słupki odchodzą w lewo, ja zaś trzymam się grzbietu w kierunku Dużego Jasła.Duże Jasło. Widoki rozległe a i pogoda dopisuje. Pod Małym Jasłem zaliczyłem klasyczny beskidzki spowalniacz, czyli nieprzebrane zbocze pełne jagód.Do Cisnej dotarłem kwadrans przed południem. Tu zaplanowałem dłuższy postój. Zakupy, obiad w Kudłatym Aniele. I jeszcze zakupy.
Odebrałem kurtkę przeciwdeszczową z paczkomatu. Bo oczywiście zapomniałem jej zabrać na wyjazd. I nie było to spowodowane nadmiarem optymizmu. Plan przewidywał dojście do Rabego. Co powodowało że nie trzeba było się spieszyć.
Ledwo ruszyłem zaczęło kropić. A że akurat przechodziłem koło bacówki pod Honem… Postanowiłem przeczekać deszcz. W schronisku pustki, jedynie z boku rozbite harcerskie namioty. Siedzę sobie spokojnie i czekam na przejaśnienie. Po godzinie deszcz ustał, zatem zacząłem się zbierać. Ale grzmotnęło, zatem usiadłem jeszcze raz. A potem znów zaczęło padać… W końcu koło 15 postanowiłem, że nie mas sensu takie czuwanie i czekanie i że zostaję tu na nocleg. W zasadzie niczego to nie zmienia, jutro tak mam spać na Jaworniku. Zameldowałem się, rozpakowałem rzeczy w pokoju i wyszło słońce. Cóż…
Zatem dziś niewiele:
19,4 km, 960 w górę i 890 w dół