[zobaczyć k2] – Dzień dwudziesty piąty. Islamabad czyli znów autobusem przez Pakistan.

Posted on BLOG

Dzień dwudziesty piąty. Islamabad czyli znów autobusem przez Pakistan                                                                                                                                  29 lipca 2018 r.

        W nocy padał  deszcz, zatem nie było potrzeby zrywać się o świcie by powitać Nangę. Kiedy po przebudzeniu usłyszałem stukanie  kropel  deszczu o dach, westchnąłem tylko i przewróciłem się na drugi bok. No ale trzeba było w końcu wstać. Wyjrzałem przez okno. Przestało padać i chmury z wolna sie  podnosiły. Jednak na żadne wielkie widokowe wrażenia nie ma co liczyć.

     Zbieramy się do drogi.Jeszcze grupowe zdjęcie na pamiątkę. Co prawda bez ostatniego dość istotnego planu, ale co tam…   Rozpoczynamy zejście. Dziś już lepiej się idzie. Pewnie po cześci  dlatego, że jest tylko w dół.

     Nie moge się nacieszyć zielenią tutejszych gór. To wielka odmiana po pustej i skalitej dolinie Braldu. Aż nabieramy ochoty by kiedyś tu wrócić na trek dookoła Nangi.

    Szybko  dochodzimy do wioski. Tu już czekają na nas auta. Ale zanim wsiądziemy, na sam koniec naszego wędrowania ustawiamy szpaler i honorujemy Karima w uznaniu jego zasług. Prowadził nas i opiekował się nami bardzo profesjonalnie. Aż szkoda się żegnać….     Podziękowania też należą się Hanifowi, szefowi agencji która zorganizowała cały pobyt w Pakistanie.     No a my już wsiadamy do jeepów.

    I ruszamy. Po kilkunastu minutach nasz znajomy most. Tym razem nie objedziemy go dookoła, bo wody w potoku jest za dużo i trzeba przejechać mostem. Przechodzimy pieszo, a potem przejeżdza jedno auto. Reszta stoi. Kierowca, ktory jest na drugiej stronie wysiada i … wraca przez most. Wsiada do kolejnego auta i przejeżdża. I tak sytuacja powtarza się raz jeszcze. Nie wiemy co mamy o tym myśleć. Czy to jes taż takie ryzyko, że dziś padło na jednego nieszczęśnika by ryzykował? Hmnnn…. W każdym razie mina kierowcy sugeruje, że nie jest mu do śmiechu.

   Dziś powtórka z rozrywki. Widowiskowy zjazd utwierdza nas we wczorajszym wrażeniu. Ta droga jest poza wszelką konkurencją. Andrenalina, emocje i  szaleństwo. Lądujemy w naszym hotelu i zabieramy rzeczy. Czeka już  na nas nasz autobus. Za chwilę sie zbieramy.    Karim dalej z nami nie jedzie, wraca do Skardu. Czas się pożegnać.     Ruszamy. Jedziemy tą samą drogą,  którą przyjechaliśmy.     Początkowy fragment prowadzi Karakorum Highway. Znów widzimy na drodze słynne ciężarówki.       Niby Pakistan, ale czasem w architekturze widać wpływy sąsiednich Chin.     Krótki postój wykorzystujemy by podziwiać pucującego swoją ciężarówkę kierowcę. Dokładnie czyści i wyciera kurze i zabrudzenia.  Robi to z wielka dbałością i wręcz z czułością.      Kilka kilometrów przed Chilas opuszczamy Karakorum Highway i skręcamy ku przełęczy Babusar.      Przez przełęcz przejechaliśmy bez zatrzymywania. Bardzi zimno, deszczowo i ludzi jakby nieco mniej.  Nieco poniżej widzimy interwencję pomocy drogowej.  W sumie to po raz pierwszy widzimy jakiś wypadek. Kierowcy niby jeżdżą jak chcą i mogą, ale na drogach nie widać, żeby przekładało się to na zwiększoną wypadkowość.       Wszystko wygląda dziś jak cofający sie film. Poznajemy nasz „lodowiec” z  atrakcjami. Po trzech tygodniach jest znacznie mniejszy i brudniejszy. Sezon się będzie zaraz kończyć…      Jako, że  przejechaliśmy przełęcz znow pojawiły sie kobiety bez chust, ubrane nieco mniej tradycyjnie. Przed Naranem oglądamy z okien auta całkiem emocjonujący rafting.      W Naran widać, że dużo ludzi mieszka w namiotach. Najpewniej to wciąż efekt trzesięnia ziemi sprzed 10 lat. Ludzie z nieodległych wiosek, którzy stracili dach nad głową ruszyli w stronę miejscowości, która w sezonie jest sporym ośrodkiem turystycznym. I jest szansą na jakąkolwiek pracę.    Jechaliśmy cały czas. Kolejna przerwa na stacji benzynowej. Niby poźno, a ludzi tłum.     Do Islamabadu dojeżdżamy po północy. Niestety trafiamy do innego hotelu.  Standard jakby ciut gorszy, ale przy naszym zmęczeniu ma to dość ograniczone znaczenie.  Zasypiamy w sekundę.

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

CAPTCHA. Wykonaj poniższe działanie *